...szkoła powinna być strażnikiem i gwarantem neutralności światopoglądowej i wyznaniowej; zadaniem szkoły jest uczyć i kształcić, a nie umacniać wiarę i formować - od tego są duchowni; w szkole nie powinno być miejsca dla nauki praktyk Buddy, Jezusa, Śiwy, Kryszny, Mahometa, Abrahama i innych bóstw, chyba że w kontekście dyskusji o religioznawstwie, filozofii albo etyce. W szkole nie powinny odbywać się żadne uroczystości religijne, obrzędy, rytuały - ich miejsce jest w świątyniach... (Anonimowy Czytelnik)

czwartek, 5 września 2013

Tydzień Przymusowej Wiary 2.09 - 6.09.2013

W przytłaczającej większości placówek oświatowych przeżywamy teraz Tydzień Wiary polegający na organizowania lekcji religii dla wszystkich bez zgody rodziców. Sprawy organizacyjne załatwia się dopiero na pierwszym zebraniu a ono jest najczęściej w następnym tygodniu.

Można by pomyśleć, że to początek roku szkolnego  i związane z tym zamieszanie powoduje wiele błędów i niedosięgnięć. Też tak myślałam, ale teraz kiedy dostaję coraz więcej listów od Was upewniam się, że szkoły i przedszkola działają wg tego samego schematu rok w rok.  Nawet gdy muszą przepraszać, następnego roku robią dokładnie to samo. Wtedy przyjdą nowi, nieświadomi swoich praw rodzice, przejęci pierwszym dniem szkoły lub przedszkola i znowu naiwnie uwierzą, że to czyjeś roztargnienie. Dlaczego szkoły i przedszkola organizują religie w pierwszym tygodniu, mimo że jest to bezprawne, niezgodne, z Konstytucją RP, Prawami Dziecka?
 
Ten niezwykle skuteczny mechanizm zapewnia dużą frekwencję na lekcjach wiary. Niby przez czyjeś roztargnienie na lekcje religii trafiają wszyscy. Wyrywa się z nich jedynie grupa najbardziej zdeterminowanych. Reszta, choć na religię nie ma ochoty, macha ręką. Skoro syn już chodzi, to trudno. Może tak będzie lepiej, dzieci nie będą się z niego śmiały, jakoś przeżyjemy. Trzeba iść z prądem.
 
Nie osądzam tych co tak myślą. Ale chcę uprzedzić, że to pozorne rozwiązanie sprawy. Problemy dopiero się zaczną.
 
Jeśli ktoś jest niepraktykującym katolikiem, agnostykiem lub niewierzącym może spotkać się z niemiłymi niespodziankami. Zastanówcie się, Drodzy Państwo, czy macie na to ochotę.
  • Wspomnienia z chrztu świętego: trzeba podać datę, narysować obrazek, może przynieść zdjęcie, podać rodziców chrzestnych. Czy może być problem?
  • Katecheci oceniają nie tylko wiadomości (myślenie abstrakcyjne rozpoczyna się u dziecka około 4-tej klasy, wcześniej operuje ono tylko konkretami) ale aktywność religijną.  Może trzeba będzie przynieść obrazek z mszy, może zaliczyć święto kościelne, obowiązkowo niedzielne nabożeństwo i powiedzieć co było na kazaniu, wkleić obrazek od księdza po kolędzie, może pokazać adnotację od proboszcza w zeszycie. Pełna inwigilacja całej rodziny.
  • Będziecie Państwo denerwować się absurdalnymi treściami przekazywanymi na katechezie, typu: Jeśli mama prosi Cię, przynieś coś ze sklepu - Pamiętaj! To nie mama, to Maryja Cię prosi! (przykład z podręcznika, kl. II)
  •  
Czy wiecie co przeżywa dziecko, które przez całą lekcję skupia się tylko na tym, żeby się nie wydało, że nie chodzi do kościoła, że rodzice są niewierzący, że nie było ochrzczone, że nie przyjmują księdza po kolędzie, że nie wierzy w świat, który powstał w 7 dni? Uczy się kłamstwa, kombinatorstwa i znacznie zaniża swoją wartość.  Czuje się osaczone i przeżywa katusze. Nie fundujcie swoim dzieciom lekcji hipokryzji. Uczcie otwartości, prawdomówności  i silnego poczucia własnej wartości. Mimo wszystko łatwiej powiedzieć: Moje dziecko nie będzie chodziło na religię. Będzie to uczciwe zarówno wobec siebie, jak i wobec dziecka.
 
Problem nietolerancji religijnej między dziećmi nie jest mi znany.  Same z siebie nie wykazują takiej potrzeby, chyba, że są podpuszczane przez katechetów.  Dobrym przykładem są przewodniczący klas - ateiści, którzy nie chodzą na religię, Pełnią swoją funkcję z wyboru klasy. Świadczy to o tym, że klasa ich nie tylko nie odrzuca ale i darzy zaufaniem. Dzieci doceniają zupełnie inne walory: koleżeńskość, prawdomówność, tolerancję, dobre stopnie, ciekawe zainteresowania a tych ateistom nie brakuje.
 
 

3 komentarze:

  1. Witam, napisałam do Pani jakiś czas temu e-mail. Bardzo dziękuję za odpowiedź. Zaparłam się i mój syn w zerówce nie został zapisany na indoktrynację religijną. Z tego, co wiem, dzisiaj były pierwsze zajęcia. Jednak martwię się, bo syn dzisiaj powiedział kilka zdań na temat komunii, o tym, że on będzie ją kiedyś miał. Pewnie któreś dziecko w przedszkolu coś na ten temat powiedziało. Chyba najwyższy czas opowiedzieć mu co nieco o religiach i o religii katolickiej, o bogach. Mam zamiar kupić książeczkę o Jeżyku i Prosiaczku, jeszcze w tym tygodniu. Ale ważna też jest rozmowa. Proszę mi podpowiedzieć, czego nie powinnam pomijać, a co pominąć z pewnością? Niestety jestem z tym sama. Żaden dorosły mnie nie wspomoże, nawet dziadkowie. Jak mu wytłumaczyć, że nie pójdzie do komunii? Myślałam, że to będzie łatwiejsze. Dopiero jeden tydzień września minął, a widzę, że to będzie ciężki orzech do zgryzienia.

    Pozdrawiam, mama z Sieradza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Beatko, Nie łatwe są rozmowy o Bogu z sześciolatkiem. Książeczka o Prosiaczku oczywiście jest zabawna i traktuje wszelkie religie z przymrużeniem oka, ale tutaj poleciłabym jeszcze inną lekturę porządkującą wszystkie sprawy związane z wiarą. "Boga przecież nie ma", Patrika Lindenfors'a, wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2010. Nie wiem czy jeszcze jest do dostania. Kiedyś widziałam całą serię "bez dogmatu" w EMPIK-u. Specjalnie dla Pani przepiszę dłuższe fragmenty jutro w nowym poście. Cała jej treść jest bardzo logiczna, pisana bez emocji, rzeczowo, dostosowana właśnie do małych dzieci. Tak też zaczęłabym rozmowę z sześciolatkiem:
      "Niektórzy wierzą, że w niebie mieszka staruszek, który może robić co chce.
      Inni myślą, że w niebie jest staruszka albo kilku staruszków i staruszek, żeby było im raźniej. Mają takie imiona jak Jahwe, Tor, Izis, Zeus albo Kali i nazywamy je bogami.
      Jeszcze inni uważają, że bóg jest niewidzialna siłą, która widzi i słyszy wszystko. Albo że bóg jest miłością.
      Można również nie wierzyć w żadnego boga." Oczywiście czasem będzie musiała Pani użyć innego słowa lub pominąć, czy objaśnić trudniejsze fragmenty. Ale ta uczciwość w stosunku do dziecka jest godna naśladowania.
      Proszę się nie martwić o komunię. Wszyscy ateiści, którzy nie posłali dzieci do komunii zgodnie twierdzą, że dzieci nie traktują tego wcale jak tragedii życiowej. To nam, dorosłym tak się tylko wydaje, bo patrzymy na to ze swojej perspektywy, kiedy Kościół był zupełnie inny. Nie było też super ciuchów, ani fajnych zabawek. Teraz dzieci już wszystko mają. Najcenniejsze są dla nich nasza uwaga i czas, a to możemy im właśnie ofiarować. Które dziecko teraz marzy, by założyć albę, wkuwać niezrozumiałe fragmenty katechizmu i biegać codziennie do kościoła. Można zrobić jeszcze fajniejszą uroczystość rodzinną. Można np. wyjechać na krótką wycieczkę i zaplanować czas tak by syn czuł się najważniejszą osobą. Przecież uroczystości komunijne w większości polegają na tym, że dorośli piją przy jednym stole a dzieci bawią się w pokoju lub na podwórku. Poza spędzeniem wielu godzin w kościele nie różni się ona od innych uroczystości rodzinnych. Chciałabym przedstawić swoją propozycję spędzenia czasu komunii i zrobię to niebawem, obiecuję.
      Polecam także bajeczki z cyklu o Marcie zaprzyjaźnionej blogerki Agnieszki (linki można znaleźć z kąciku bajkowym po lewej). Nie ma tam co prawda nic o komunii ale jest rozmowa na temat chrztu i pielgrzymki, na którą mała bohaterka chce koniecznie pójść. Pozdrawiam Justyna

      Usuń
  2. Bardzo dziękuję za odpowiedź. Bajki o Marcie zdążyłam już wygrzebać. Sama bym chyba lepiej nie ujęła tego, co jest w nich przedstawiane.

    OdpowiedzUsuń