...szkoła powinna być strażnikiem i gwarantem neutralności światopoglądowej i wyznaniowej; zadaniem szkoły jest uczyć i kształcić, a nie umacniać wiarę i formować - od tego są duchowni; w szkole nie powinno być miejsca dla nauki praktyk Buddy, Jezusa, Śiwy, Kryszny, Mahometa, Abrahama i innych bóstw, chyba że w kontekście dyskusji o religioznawstwie, filozofii albo etyce. W szkole nie powinny odbywać się żadne uroczystości religijne, obrzędy, rytuały - ich miejsce jest w świątyniach... (Anonimowy Czytelnik)

czwartek, 20 października 2016

Strachy na lachy

Bezpieczeństwo mojego dziecka jest najważniejsze, dlatego posyłam je na religię, choć naprawdę nie mam na to najmniejszej ochoty. Nie mogę go narażać na ostracyzm. W końcu sama zostałam tak wychowana a przecież umiem patrzeć krytycznie na rzeczywistość? Gdyby moje dziecko nie chodziło na religię, nie poszło do komunii, byłoby jedyne w całej szkole.

Usłyszałam takie słowa  i zaraz muszę odpowiedzieć. Dokładnie tego samego argumentu mogliby użyć nasi rodzice czy dziadkowie, gdy odczuwali presję zapisania się  do PZPR. Przecież nie była mniejsza niż ta obecnie, w szkole. Nie będę używała drastyczniejszych przykładów z czasów wojny, żeby nie wywoływać tu strasznej burzy ale wiadomo dokąd prowadzi konformizm. Donikąd. Nie ma nic gorszego, niż poczucie odrazy do samego siebie, gdy robimy rzeczy, o których już wiemy, że będziemy się ich wstydzili. Za wszelką cenę szukamy usprawiedliwienia, ale tak naprawdę trudno go znaleźć.

Sytuacja dzieci niechodzących na religię i ich rodziców nie jest komfortowa, ale czy komfortowe jest udawanie?  Wmawianie dziecku, że tak trzeba, bo żyjemy w kraju, gdzie nic się nie da, gdzie będziesz poniewierany, będziesz człowiekiem drugiej kategorii?  Za nas nikt tego nie zrobi. Postępując konformistycznie cementujemy stan, który jest teraz. Dostarczamy paliwa osobom, które uważają, że religia jest w szkole niezbędna, że bez niej nie ma moralności, że powinna być na maturze, powinna być liczona do średniej, do stypendiów, koniecznie powinna być w środku zajęć, praktyki religijne powinny wypełniać przestrzeń całej szkoły.... bo przecież 99% na nią chodzi. Koło się zamyka. A argument, że to dla dziecka? Dziecko w poczuciu dysonansu pomiędzy domem a szkołą traci poczucie własnej wartości. Uczy się kłamać, oszukiwać, kombinować. Wszak ma na to własnych rodziców przyzwolenie. Uczy się też, że to temat tabu.
A co z innymi rodzicami? Ci, postępujący zgodnie z własnymi przekonaniami, maja poczucie osamotnienia, choć wcale tak nie jest. Po prostu mają więcej odwagi od innych, albo otrzymali jakieś wsparcie.

Sprawdziłam te strachy na lachy. W szkole, o której opowiadała moja rozmówczyni jest cała grupa dzieci, które nie chodzą na religię i w ubiegłym roku nie szły do komunii. Nie skarżyły się ani raz na docinki kolegów. Jedna z mam powiedziała, że od podjęcia decyzji odczuła wielką ulgę. Podobno sama wychowawczyni sama delikatnie zasugerowała, że jeśli nie są religijni...  Dziecko ominęła komunia rówieśników i też wszyscy przyjęli to z ulgą i satysfakcją. Nawet babcia, która jakoby miała się upierać przy komunii, przeżyła to bez specjalnych emocji. Więc czy naprawdę jest tak strasznie, czy to tylko wyobraźnia dorosłych?

My wiemy, że są niedogodności, istnieją stereotypy, uprzedzenia i  dyskryminacja, ale nie ze strony rówieśników tylko systemu szkolnego i władz oświatowych. Ale na to my - rodzice przecież mamy wpływ, w przeciwieństwie do programu indoktrynowania na lekcjach religii. Nie mamy wpływu również na głębokość wchodzenia w naszą prywatność.

A więc odwagi, Drodzy Rodzice. Jeśli żalicie się, że Wasze dziecko z nerwów (lub z nudów) zjadło wszystkie kredki na lekcji religii, wypiszcie je natychmiast zamiast się skarżyć na złą katechetkę. Jest to nie tylko Wasze prawo ale i obowiązek.  A babcie zostawcie w spokoju. Większość wiekowych kobiet to mądre kobiety, które potrafią rozpoznać udawane dobro.