...szkoła powinna być strażnikiem i gwarantem neutralności światopoglądowej i wyznaniowej; zadaniem szkoły jest uczyć i kształcić, a nie umacniać wiarę i formować - od tego są duchowni; w szkole nie powinno być miejsca dla nauki praktyk Buddy, Jezusa, Śiwy, Kryszny, Mahometa, Abrahama i innych bóstw, chyba że w kontekście dyskusji o religioznawstwie, filozofii albo etyce. W szkole nie powinny odbywać się żadne uroczystości religijne, obrzędy, rytuały - ich miejsce jest w świątyniach... (Anonimowy Czytelnik)

wtorek, 26 listopada 2013

Okiem nauczyciela.

Tym razem oddaję głos nauczycielowi. Taki oto otrzymałam list.

Od kilku lat jestem emerytowaną nauczycielką gimnazjum.
Szkołę z rozpierającym się katolicyzmem, z dziećmi poniewierającymi się po korytarzach lub upychanych byle gdzie (bo klasa ma religię), znam z autopsji. Nauczyciele na ogół nie interesują się tą kwestią, bo sprawa "zagospodarowania" takiego dziecka leży w gestii dyrektora a wkładanie palca między drzwi nie popłaca, szczególnie gdy walczy się o byt. Sytuacja opisywana przez chłopca w poprzednim poście nie jest niczym zaskakującym. Uznałabym ją wręcz za normę.

Czasy "Siłaczek" minęły bezpowrotnie, jak czasy, w których mówiło się: dzień dobry wchodząc do pokoju nauczycielskiego. Teraz mówi się: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus (chyba, że akurat nie siedzi tam ksiądz).

W szkołach panuje niepisana zasada nie wtrącania się w lekcje kolegi (czyt. katechety), toteż na lekcjach mogą mówić co chcą. Również dyrektor, którego awans często wynikał z przychylnej oceny miejscowego proboszcza przyjmuje wygodną pozę: to nie ja jestem przełożonym katechety.
 
Obecne Kuratoria pełnią nie wiedzieć jaką rolę. Nie jest to rola kontrolującego, o czym dowiadujemy się nawet ze środków masowego przekazu. Nie wiem w czyjej gestii leży skontrolowanie, co dzieje się z dzieckiem nieindoktrynowanym. Kto odpowiada za dziecko siedzące samotnie na korytarzu. Czy stać nasze państwo na marnotrawienie dwóch godzin, często bardzo uzdolnionych dzieci, na które (o ironio!) MEN wydaje mniej pieniędzy.
 
Jedyną nadzieję widzę w rodzicach uzbrojonych w znajomość przepisów i konsekwencje postępowania. Być może na terenie jednej małej szkoły będzie ich niewielu, ale utworzenie takiej grupy nacisku na forum i nagłaśnianie swoich praw miałoby jakąś moc.
 
Wydaje mi się, że ten blog jest zaczątkiem właściwego działania. Życzę powodzenia, Ewa.

piątek, 22 listopada 2013

Sztuczki z religią w przedszkolu. Jest czy nie ma w podstawie programowej?

                     Podstawa programowa nauczania przedszkolnego zawarta w rozporządzeniu (http://bip.men.gov.pl/images/stories/akty/27_08.pdf) określa obszar wiedzy i umiejętności, które powinien przyswoić każdy wychowanek. Pominięcie kwestii zajęć katechetycznych w rozporządzeniu pozwala przypuszczać że są to zajęcia dodatkowe, które nie mieszczą się w niej. Samo rozporządzenie w sprawie katechezy oraz konkordat i ustawa o systemie oświaty podkreślają nadobowiązkowy charakter tych zajęć. Zajęć organizowanych na życzenie rodziców.
 
W tym dokumencie nie ma najmniejszej wzmianki o religii, ale np. jest mowa o tym, że  wszyscy mają równe prawa. Pięć bezpłatnych godzin (8-13) jest zarezerwowanych właśnie na zajęcia objęte podstawą programową. Jak to się dzieje, że w trakcie tych godzin dzieci mają 2 zajęcia tygodniowo z religii? Jak w praktyce uczy się dzieci równości, kiedy to Jasiu musi wyjść i przerwać obowiązkowe zajęcia, by umożliwić pozostałym uczenia się religii? Tę sztuczkę tłumaczy MEN na wniosek Fundacji Wolność od Religii.
 
 


               Fundacja Wolność od Religii      
                 

W dniu 04.10.2013 wysłaliśmy pismo do Pani Krystyny Szumilas Minister Edukacji Narodowej, Najwyższej Izby Kontroli oraz do Rzecznika Praw Obywatelskich w sprawie organizacji w publicznych przedszkolach lekcji religii w trakcie zajęć objętych podstawą programową (5 godzin). Treść pisma i otrzymane odpowiedzi:

http://wolnoscodreligii.pl/data/uploads/przedszkolareligia.pdf
http://wolnoscodreligii.pl/data/uploads/odprzecznik.pdf
http://wolnoscodreligii.pl/data/uploads/odpmen.pdf
http://wolnoscodreligii.pl/data/uploads/odpnik.pdf

poniedziałek, 18 listopada 2013

"A potrzebuję tylko ławki żeby usiąść i oświetlenia, żebym w spokoju mógł się pouczyć" - wzruszający list 15 latka.

Za zgodą autora pozwalam sobie opublikować list (prawie w całości), który dostałam wczoraj. Wymieniliśmy od tego czasu kilka maili. Gdy przeczytałam go swojej córce, przeraziła się jak może być źle. Pierwszą jej reakcją było, że trzeba stamtąd uciekać. Jak dużo jeszcze jest miejsc z których trzeba uciekać? Ponieważ przymusowe rekolekcje okazały się nieskuteczne zastosowano tu metodę zaszczucia.  Zamiast optymistycznie patrzeć na świat młody człowiek czeka aż się coś w tym kraju zmieni. A przecież chodzi tylko o równe prawa dla wszystkich. Czy to tak wiele?

Mam 15 lat, chodzę do 3 klasy gimnazjum na Podkarpaciu. Od początku tego roku szkolnego nie chodzę na religię. Jednak nie rozwiązało to żadnych problemów, a nawet przysporzyło kolejnych. (...)
Gdzieś do grudnia ubiegłego roku religia była mi obojętna, pomimo sprawdzianów z jakiś zakłamanych katechizmów, których nie obowiązywała zasada "3 sprawdziany w jednym tygodniu" nada przez szkołę, ale do oceny się liczyły, a ta ocena liczyła się do średniej. W grudniu odbyły się rekolekcje zamknięte w ośrodku, oczywiście obowiązkowe, podczas weekendu. W sumie, za rozkazem Rodziców pojechałem. Tam doszedłem już do takiego 100% wniosku, ze nie jestem wierzący. Gdzieś w lutym, po wielu rozmowach z rodzicami postanowiłem, że nie idę do bierzmowania oraz, że nie będę chodził na religię (rodzice i ogólnie cała rodzina jest głęboko wierząca).
Wtedy się wszystko zaczęło. Po oświadczeniu, że nie idę do bierzmowania siostra zaczęła pytać mnie na każdej lekcji, sprawdzać i doszukiwać się wszędzie błędów. Dostawałem jedynki, dostawałem punkty ujemne (do zachowania) nawet gdy siedziałem nic nie mówiąc, nic nie robiąc. Najwyraźniej siostra postanowiła obniżyć mi średnia ocen, bo wiedziała, ze mam z nimi nie najlepiej, ponieważ przygotowywałem się do olimpiad i brakowało mi czasu na naukę z innych przedmiotów.
Po jakimś czasie siostra wpadła na genialny pomysł - robienie na lekcjach kartkówek typu "opisz, o czym mówił ksiądz wczoraj na mszy"; "o czym było kazanie", a że do kościoła nie chodziłem, dostawałem niskie oceny.
Kilka tygodni potem odbyło się spotkanie w sprawie bierzmowania z proboszczem i siostrą - sprawdzanie indeksów, zadawanie pytań. Oświadczyłem siostrze kilka dni przed, ze mnie nie będzie, ponieważ nie idę do bierzmowania. Dobrze o tym wiedziała.
Dzień po tymże spotkaniu można powiedzieć, ze zaczęło się piekło dla mnie. Podchodziły do mnie osoby, które znam od dobrych kilku lat, ale także takie, które znam tylko "z widzenia" na szkolnym korytarzu. Okazało się, ze na spotkaniu rozmawiano głównie o mnie. Dowiedziałem się potem, że "jestem tchórzliwym szczurem, który ucieka od Boga", "że takie chwasty jak ja powinno się w porę wyciąć" etc. Z racji, ze nie była to jedna, dwie osoby, tylko ze 30 co najmniej powiedziałem o zajściu rodzicom. Mama pojechała do siostry, aby z nią wyjaśnić wszystko. Ona się wyparła, ale za to ksiądz nie i dalej śmiało głosił swoje zdanie o mnie. W każdym razie na jakiś czas sprawa ostygła. Poza komentarzami na lekcjach religii, które były dalej obecne.  Wychowawczyni twierdziła, ze skoro jest już maj nic z tym nie mogę zrobić i muszę czekać do końca roku.
W tym roku mama w dzień rozpoczęcia roku poszła załatwić w szkole, abym nie chodził na religię. Oczywiście dostała oświadczenie do podpisania. Powiedziałem mamie, ze nie musi tego podpisywać, jednak pani dyrektor nalegała i powiedziała ze tu chodzi o to, że mama bierze za mnie odpowiedzialność. Religia jest w poniedziałek i wtorek na 3 lekcji od końca. Więc mam godzinę wolną. Jak się okazało później, wyrażenie "biorę odpowiedzialność za mojego syna" (na oświadczeniu, podpisanym przez moja mamę) znaczy u mnie w szkole tyle, ze mam w tym czasie przebywać na świetlicy pod opieką nauczyciela. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, ze po pierwsze jest to również jadalnia, a religia wypada między przerwami obiadowymi. Więc rozlany rosół i jedzenie wszędzie obecne było na porządku dziennym. Dodatkowo pani na świetlicy, która nie pozwalała mi się uczyć tego co chciałem (biologii na konkurs) tylko kazała rozwiązywać testy o biblii. Poza tym byłem stamtąd regularnie przeganiany przez panie sprzątające, które mówiły ze muszą posprzątać, a gdy mówiłem, ze mam tu przebywać, mówiły żebym się oduczył wydziwiania...
Postanowiłem, ze te dwie godziny w tygodniu spędzę poza szkoła, a gdy zaczęło robić się zimniej, w szatni. Jednak stamtąd też jestem wyganiany. Już nawet przestałem przejmować się komentarzami na lekcjach religii na mój temat, które słyszę będąc w szatni (szatnie są kilka metrów od sali od religii...), ale po prostu nie mam nawet gdzie się wtedy podziać. A potrzebuje tylko ławki żeby usiąść i oświetlenia, żebym w spokoju mógł się pouczyć.
Sam nie wiem, co mam zrobić. Mam wrażenie, że w tej szkole nic się nie da zrobić. Obowiązkowe mszę, na każdym apelu ksiądz, a na dodatek brak obiektywnego nauczania. Bo teorię typu "człowiek to nie zwierzę, to istota boska" chociażby na geografii, oraz rozmowy o Bogu na języku polskim i pisanie o tym zadań domowych nie jest niczym obcym. Dodatkowo, na ostatnim apelu z okazji Święta Niepodległości nie mogło zabraknąć wątku o "zamachu pod Smoleńskiem", o "prawdziwych patriotach, którzy oddali życie za upadającą Polskę".
Mam nadzieję, ze pomoże mi w jakiś sposób Pani, postara się w jakiś sposób doradzić , co mam zrobić. (...)

wtorek, 12 listopada 2013

DZIĘKUJĘ NIE potrzebuję pomocy Kościoła w wychowaniu swoich dzieci.

Dziś Kościół domaga się coraz większego wpływu na wychowanie młodzieży, powołując się na skuteczność swoich metod wypracowywanych przez 2 tysiące lat. Właśnie o tych metodach przypomina znakomity artykuł pt. "Ludzkie Szczenię" autora o pseudonimie AK, zamieszczony na łamach Faktów i Mitów (Nr 44 str. 23).  
 
Autor udowadnia zaskakującą spójność pomiędzy słowami arcybiskupa Michalika, szukającego winy czynów pedofilskich wśród ofiar, a wielowiekową kościelną tradycją. Wg św. Augustyna, czołowego katolickiego autorytetu katolickiego, dziecko to istota zepsuta, skłonna do ulegania wszelkim grzesznym namiętnościom, pozbawiona rozumu, pełna złych pragnień. Do schyłku średniowiecza nie przyznawano mu nawet pełni człowieczeństwa - było jedynie zadatkiem na człowieka. W procesach prowadzonych przez Świętą Inkwizycję w latach 1566 - 1620 oskarżano i sądzono za wodzenie na pokuszenie nawet kilkuletnie dzieci wykorzystywane przez dorosłych.
Wychowanie dzieci w duchu wartości chrześcijańskich polegało na wpajaniu im cnót katolickich, czyli bezwzględnego posłuszeństwa i pokory oraz przekonania, że Kościół jest największym dobrem i autorytetem. Kary cielesne były wręcz konieczne dla "wiecznego spokoju po śmierci". Bito więc profilaktycznie a właściwie katowano. Bojaźni bożej "uczono" również poprzez rozpowszechnianie wśród dzieci piekielnych, lecz podobno moralnie budujących horrorów i widowisk przedstawiających publiczne egzekucje heretyków. Psychologiczne skutki stosowania kar fizycznych i surowej tresury, takie jak: agresja, depresja, samobójstwa zauważono dopiero w XVIII w. Współczesne badania nad korelacją religii i przemocą wobec dzieci zwracają uwagę na patologiczny wpływ tradycji religijnej. Nie dziwmy się więc, że pedagogika rozwijała się, odrzucając kościelne metody, jako antypedagogiczne.
 
Jakże aktualne wydają się te metody. Zastraszanie, puszczanie okrutnych, nieprzystosowanych do wieku i psychiki dziecięcej filmów, brak umiejętności pedagogicznych, dyskredytowanie ateistów i agnostyków, nazywanie wszelkiej krytyki atakiem na Kościół to powszechnie stosowane praktyki.  Znów ożywają głosy "biję, bo kocham", domagające się akceptacji stosowania dotkliwych kar cielesnych. Przeciwstawiajmy się zatem coraz większym wpływom Kościoła na wychowanie naszych dzieci i pamiętajmy, że "chrześcijańska miłość" może być bardzo specyficzna.

czwartek, 7 listopada 2013

Stop dyskryminacji w Sejmie?

Drodzy Rodzice. Pragnieniem moim i, jak sądzę, większości moich czytelników jest ŚWIECKA szkoła. Do tej pory zebrało się wiele historii z mojego i Waszego doświadczenia, które z całą pewnością świadczą o tym, że w polskich szkołach i przedszkolach istnieje zjawisko dyskryminacji religijnej. Przytoczyłam tu wiele przykładów i będę to robić nadal, ale nadarzyła się okazja, żeby usłyszało nas więcej osób.
 Dostałam propozycje, żeby zabrać głos w debacie na temat świeckiej szkoły w.... Sejmie. Nie znam jeszcze żadnych szczegółów, znam jedynie przybliżony termin - styczeń. Nie jestem jakimś politycznym wyjadaczem ani specjalnym mówcą, ale podjęłam to wyzwanie. Jestem mamą, mam w głowie wiele przypadków dyskryminacji religijnej zarówno ze swojego doświadczenia, jak i z lektury Waszych listów i komentarzy. Nie ma lepszej broni w tej nierównej walce, jak pokazywanie tego absurdalnego miksu religijno-edukacyjnego, który zalewa polskie szkoły.
Teraz ja potrzebuję Waszej pomocy. Jeszcze raz proszę o wypunktowanie tego, co Was NAJBARDZIEJ boli.  Zapytajcie o to swoje dzieci. Zależy mi na tym, żeby jak najlepiej się przygotować. Czekam na uwagi. Za jakiś czas zrobię podsumowanie.
Na początku roku pożyczyłam Nam ŚWIECKIEJ SZKOŁY, bez przemocy religijnej, bez dzielenia dzieci na nasze i nie nasze, na te po ciemnej stronie i te w kolejce do zbawienia. Życzyłam aby jedyną królową edukacji była Nauka. Nauka, która nie musi się naginać i przekręcać aby dopasować się do jedynie słusznych idei.  Oczywiście, jedna debata więcej może niczego nie zmieni, ale przyznacie, że to krok w dobrym kierunku.

wtorek, 5 listopada 2013

Europa nie ma chrześcijańskich korzeni.

"Jeśli ktoś mówi, że Europa ma chrześcijańskie korzenie, to zadaje gwałt wiedzy historycznej. Europa tysiąc lat rozwijała się bez chrześcijaństwa" (prof. Stefa Opara - filozof).
 
Chrześcijaństwo przyszło w V w. n.e. z Azji. Latami palone były dzieła a wielkich filozofów za śmiałe poglądy skazywano na śmierć. Ze szkół ocalały jedynie aforyzmy, szczątki pism np. Arystotelesa, Platona. Zamiast Wolnej Myśli wprowadzono Świętą Księgę. Albo coś jest z nią zgodne i  dobre albo sprzeczne, więc pochodzi od diabła.
 
Czy kiedyś nasze dzieci będą uczyły się na przykład tego w szkołach?
 
W polskich na razie nie, ale w Irlandii już sprawa się zmienia. Irlandzki minister edukacji Ruairi Quinn zadecydował, że we wszystkich państwowych szkołach obowiązkowo będą odbywać się lekcje z ateizmu. "Takie lekcje są niezbędne. Irlandzki system szkolnictwa zbyt długo wspierał jednostronnie religijną indoktrynację" - uważa szef grupy, Michael Nugent.
 
 
Lekcje ateizmu obowiązkowego już w Irlandii.