...szkoła powinna być strażnikiem i gwarantem neutralności światopoglądowej i wyznaniowej; zadaniem szkoły jest uczyć i kształcić, a nie umacniać wiarę i formować - od tego są duchowni; w szkole nie powinno być miejsca dla nauki praktyk Buddy, Jezusa, Śiwy, Kryszny, Mahometa, Abrahama i innych bóstw, chyba że w kontekście dyskusji o religioznawstwie, filozofii albo etyce. W szkole nie powinny odbywać się żadne uroczystości religijne, obrzędy, rytuały - ich miejsce jest w świątyniach... (Anonimowy Czytelnik)

niedziela, 30 września 2012

Afera piankowa w gimnazjum salezjańskim.

Nie dziwi mnie, że dzieci bronią swojego nauczyciela. Jednak przeraża ślepa wiara rodziców w księdza-dyrektora. Słyszymy jak wszelkimi sposobami go bronią. Nie widzą, że "król jest nagi". Zastanawiam się kiedy zauważyliby, że granica zaufania jest już przekroczona. Nie umiem  sobie nawet wyobrazić swoich dzieci: zlizujących śmietankę z czyichkolwiek owłosionych kolan. To prawda, że do katolickich szkół wysyłane są dzieci głęboko wierzących. Ale czy może być cokolwiek ważniejszego od bezpieczeństwa i godności własnego dziecka. Tu przychodzi mi na myśl tylko "Stary Testament". Złożyć dziecko w ofierze. Przerażające.

czwartek, 27 września 2012

Dlaczego warto być w zgodzie z własnym sobą.

Było to zaraz po lekcji religii, gdy jeszcze była w salkach katechetycznych. Cała klasa wychodziła z zajęć w świetnym nastroju. W tak świetnym, że niektórym dorastającym chłopakom przyszło do głowy, żeby zrobić krzywdę mało lubianemu koledze. Było to dla niego bardzo upokarzające. Zabrano mu jego rzeczy, zniszczono, popychano, wyszydzano itd. Byłam jedyną osobą, która na to zareagowała. Napiętnowałam ostro grupę chuliganów i przedstawiłam sytuację wychowawczyni na najbliższym spotkaniu. Czekała mnie za to wielka kara. Przez niemal pół roku byłam szykanowana, widziałam swoje nazwisko na murach i słyszałam o sobie okropne piosenki. Nie miałam zbyt wielu sprzymierzeńców w klasie, bo wiele osób przyznających mi słuszność bało się zbliżać. Nawet ofiara, za którą nadstawiłam karku, trzymała się z dystansem. Utworzyła się grupa tzw. nawiedzonych obrońców, niemająca wiele wspólnego z chuliganami - ci siedzieli cicho. W końcu miara się przebrała. Wchodząc do klasy zostałam zaatakowana fizycznie . Wtedy zaczęła się burza, już bez mojego udziału. Chuligani, których napiętnowałam stanęli teraz w mojej obronie. Niedługo potem zostałam przewodniczącą klasy i tak już zostało przez wiele lat. To dziwne, ale wiele rzeczy przypomina mi tę historię z przed lat. A jednak, warto było.

wtorek, 25 września 2012

Jeszcze jedno dobre zakończenie.

Tym razem w przedszkolu - świetna organizacja. Nie było żadnej religii przed zebraniem rodziców. Na pierwszym zebraniu podpisywaliśmy pisemne oświadczenia, że dyrekcja przedszkola nie bierze odpowiedzialności za lekcje dodatkowe organizowane w przedszkolu (w tym religię). I słusznie. Bałam się jak zareaguje mój syn na odłączenie od grupy na pół godziny i  czy będzie miał w tym czasie zapewnioną opiekę. Jest ciągle w stresie, popłakuje i tęskni za rodzicami. Niesłusznie się obawiałam. To bardzo miły moment dla niego, ponieważ dwie ulubione Panie ma tylko dla siebie. Bawi się z nimi i czuje się wyróżniony. Panie powiedziały, że nie ma najmniejszego problemu. Natomiast reszta dzieci (cała grupa 3-latków) jest pod opieką jednej Katechetki (bez przygotowania pedagogicznego!). Słyszałam też podszept pracownika przedszkola: "Bardzo dobrze, że nie chodzi bo to strasznie głupia baba." Wybór należy do rodziców.

poniedziałek, 24 września 2012

Dobre zakończenie.

Bardzo zwięzła pisemna skarga na postępowanie księdza (dot.:przymusowej religii) odniosła skutek. Zostałam zaproszona na rozmowę z dyrekcją i była to miła rozmowa, pełna zrozumienia i niepokoju. Widziałam wyjaśnienia księdza na piśmie. Zapewniono mnie, że szkoła będzie piętnować wszystkie przejawy nietolerancji religijnej. Mam je zgłaszać natychmiast. Zostałam przeproszona przez wychowawcę i dyrektora w imieniu księdza. Pani dyrektor przyznała, że sama nie chodziła na religię, a miała bardzo mądrych rodziców.  Miło było zobaczyć, że znane jest dyrekcji rozporządzenie MEN. Mam nadzieję (i to wyraziłam w obecności Pani dyrektor), że ksiądz osobiście przeprosi moją córkę przy klasie. Ale czy będzie miał odwagę? Zobaczymy. Odzyskałam zaufanie do szkoły. Jest w niej wiele do zrobienia w tym zakresie, m.in w zakresie dostępności etyki (jest na razie niedostępna), ale jest wola. Mam nadzieję, że przetarłam drogę innym rodzicom. Nie bójcie się stawać w obronie praw własnych dzieci.  Sadzę, że w tej szkole już nikt nie zostanie potraktowany jak czarna owca tylko dlatego, że nie chce chodzić na religię. A jedynym kryterium oceny ucznia będą wiedza i kultura osobista. Etyka jest jedna. I jeszcze jedno. W tej szkole krzyż wisi tylko w sali, gdzie jest religia.

Ksiądz złamał konstytucję, wypytując dziecko o przekonania religijne rodziców.

Sytuacja ma miejsce przed pierwszą lekcją religii w obecności klasy.

"- Proszę Księdza, nie chcę chodzić na religię wychowawczyni przysłała mnie, żebym tutaj przeczekała okienko, bo nie mam się gdzie podziać?
- Dlaczego nie chodzisz na religię?
- Jestem ateistką?
- Czy Twoi rodzice też są niewierzący?
- Tak.
- Możesz zostać, nie będę Cię pytał."

Art. 53 Konstytucji RP w sprawie wolności sumienia.
pkt. 7. " Nikt nie może być obowiązany przez organy władzy publicznej do ujawniania swojego światopoglądu, przekonań religijnych lub wyznania."

Pkt 1.Kodeksu etycznego nauczyciela.
"Nauczyciel respektuje prawa ucznia jako osoby ludzkiej wyrażone w konwencji Praw Dziecka i innych aktach obowiązujących w RP (...) w szczególności chroni i respektuje prawa ucznia i jego rodziców do kierowania się własnym systemem wartości, dokonywania własnych wyborów oraz prawo do intymności."

sobota, 15 września 2012

Żeby oddać sprawiedliwość.

Był jeden Katecheta w szkole podstawowej. Kiedyś spytał moją córkę,
- Czy czekasz do mnie na religię?
- Nie. - odpowiedziała,
- Szkoda - uśmiechnął się.
Nie pytał: dlaczego, czy ochrzczona, czy rodzice wierzą, nie oceniał.
Sama poszła do niego, aby pozwolił jej przeczekać okienko. Nie miał nic przeciwko, żeby sobie coś rysowała. Darzył ją szacunkiem tak, jak każdego innego ucznia. Czasem zapytał o coś niezwiązanego z przedmiotem. Córka była pod wrażeniem jego kultury, choć wciąż chciała być tylko słuchaczem. Żartowaliśmy, że jest najbardziej świeckim nauczycielem w tej szkole. Po roku czasu został zwolniony. Widać Kościół nie potrzebuje takich ludzi. Wróciła Katechetka, która miała zupełnie inny styl. Kolejno uciekały dzieci z religii. Nawet te bardzo praktykujących rodziców. Jednak Pani była ulubienicą dyrekcji, a ta przydzielała jej coraz więcej zadań w szkole.

poniedziałek, 10 września 2012

Skąd się wziął wymóg oświadczenia rezygnacji z religii?

Zgłosiłam problem przymusowej religii na zebraniu w szkole. Ku mojemu zaskoczeniu usłyszałam odpowiedź w-ce dyr., że ksiądz postąpił właściwie, ponieważ nie miał pisemnej rezygnacji z lekcji religii. Z tego wynika, że wszystkie dzieci z automatu są zapisywane na religię. Trudno powiedzieć co trzeba spełnić, żeby temu zapobiec. Oświadczenie nie zostało w żaden sposób określone więc nie wiem co miałoby się w nim znaleźć.

Dlaczego ja nie mogę księdza zapisać na milion absurdalnych kursów. Jeśli nie chce chodzić - niech się wypisuje.

sobota, 8 września 2012

Ksiądz zmusił ateistkę do pozostania na religii po lekcjach.

A miało być tak pięknie... Nowa szkoła, wzbudzający szacunek dyrektor, piękna misja o rozwijaniu zainteresowań i dążeniu do poznania świata, żadnej mszy na początek roku szkolnego, nawet księdza ani katechety. Niestety w planie lekcji okazało się że religia jest raz w środku raz - na ostatniej lekcji, czyli jak zwykle. Córka była zmuszona iść do księdza i powiedzieć, że nie chce chodzić na religię tylko czasem chce przeczekać czas gdy ma okienko, bo tak nakazała wychowawczyni. Ksiądz się zgodził ale musiała odpowiedzieć dlaczego nie chce chodzić na religię i czy wierzący są rodzice. Odpowiedziała, że jest ateistką i rodzice też.
Wczoraj (w piątek), kiedy córka chciała po lekcjach iść do domu przyszedł już ksiądz i... nie wypuścił jej do domu. Zażądał ZWOLNIENIA od wychowawcy. Zagroził konsekwencjami. Wychowawcy nie było. Córka obawiając się, że będzie uznana za wagarowicza - została. Byłyśmy umówione, więc czekałam godzinę pod szkołą nie wiedząc co się dzieję.

A poza tym, to strasznie przykre dowiedzieć się w pierwszym tygodniu nowej szkoły, że jest się po "ciemnej stronie". To takie odebranie dziecku twarzy.  I to na lekcji, na której się jest nie z własnej nieprzymuszonej woli.