Zbliża się koniec nauki. W większości szkół i przedszkoli rok szkolny zaczyna i kończy się mszą św. Tak jest i w naszej szkole. Msza jest w trakcie lekcji i właściwie nie wiadomo, czy będzie to tylko msza, czy rozdanie jakiś nagród, wyróżnień, może świadectw. Śpiewać będzie szkolny chór. Spodziewałam się zakończenia miksu religijno-edukacyjnego w kościele. Jednak to co wczoraj usłyszałam zaskoczyło mnie bardzo.
"Ponieważ niektórzy z naszej klasy nie chodzą na religię ani do kościoła, cała klasa nie będzie brała udziału w uroczystości w kościele." Tak ogłosił drugi wychowawca.
Jestem pod wrażeniem zdrowego rozsądku nauczyciela. W ten prosty sposób rozwiązał problem. Każde dziecko przecież może iść z rodzicami na msze po lekcjach, a klasa nie będzie podzielona na wierzących i niewierzących. Nie będzie też problemu z zapewnieniem opieki dla pozostałych dzieci. W imieniu rodziców dzieci niechodzących na religię SERDECZNIE DZIĘKUJĘ. Znając realia tej szkoły wiem, że takie postawienie sprawy z pewnością spowoduje atak ze strony pracującej tu armii księży, ale nie dyrektora.
Inną jest sprawą, że większości dzieciom i zapewne też nauczycielom (to oddzielny temat ich dyskryminacji), nie chce się chodzić na te długaśne msze po to, by zapewniać księżom frekwencje i pilnować im dzieci. Wartość przekazywanych treści podczas homilii, jak powszechnie wiadomo, jest mocno kontrowersyjna. Jednocześnie frekwencja w kościołach bez tego typu "zachęty" byłaby znikoma. Deklaracja uczestniczenia w lekcjach religii nie jest tożsama z deklaracją wiary, ale w praktyce nikt na to nie zwraca uwagi. Dobrze, że czasem znajdzie się odważny człowiek, który powie NIE.
To oczywiście jeszcze dalekie od normalności. Szkoła jedynie może ogłosić, że msza dla chętnych odbędzie się w.... o godz., a nie w niej oficjalnie uczestniczyć. Ale to może jeszcze długo nie nastąpić. (Dziękuję za uwagę Pana Michała z Faktów i Mitów :)
Podzielcie się swoimi obserwacjami na temat zakończenia roku szkolnego w Waszych szkołach. :)