Rozmawiałam z mamą pierwszoklasisty. Zwykła pogawędka, o tym co można by zmienić w szkole, na które z zajęć pozalekcyjnych dzieci lubią chodzić, a co je nudzi. I tak od słowa do słowa zeszło do religii.
I tu się dowiedziałam ciekawych rzeczy, bo mama z którą rozmawiałam choć wyszła za Polaka pochodzi z Zimbabwe. Mieszka już jakiś czas w naszym kraju ale nie przestaje się dziwić. Sama jest protestantką i nie rozumie dlaczego religia katolicka jest przedmiotem w szkole, dlaczego wpisana wprost do planu lekcji przestała być sferą prywatną. Była też zaskoczona postawami swoich znajomych ateistów, którzy podporządkowują się presji i dla świętego spokoju chrzczą dzieci, posyłają na religię, do komunii itd. Sama przyznaje, że chodziła w dzieciństwie (w Afryce) na religię ale było to w czasie wolnym - po szkole. Pytała do której klasy będzie religia, dlaczego aż dwa razy w tygodniu, dlaczego dyrektor nie ma prawa ingerować w przedmiot "szkolny" itd. Czy to możliwe, że będzie z tego matura. Można powiedzieć, że była zszokowana.
A więc pod tym względem jesteśmy 100 lat z za Zimbabwe.