...szkoła powinna być strażnikiem i gwarantem neutralności światopoglądowej i wyznaniowej; zadaniem szkoły jest uczyć i kształcić, a nie umacniać wiarę i formować - od tego są duchowni; w szkole nie powinno być miejsca dla nauki praktyk Buddy, Jezusa, Śiwy, Kryszny, Mahometa, Abrahama i innych bóstw, chyba że w kontekście dyskusji o religioznawstwie, filozofii albo etyce. W szkole nie powinny odbywać się żadne uroczystości religijne, obrzędy, rytuały - ich miejsce jest w świątyniach... (Anonimowy Czytelnik)

piątek, 6 września 2013

Wyłońmy najpotężniejszą religię świata i dostosujmy prawo do jej świętych ksiąg. Wszak trzeba się dostosować do większości.

Bardzo często obrońcy lekcji religii w szkołach i przedszkolach powołują się na DEMOKRACJĘ.


Demokracja to chyba prawa większości? A w naszym kraju, póki co, Katolicy to większość. Dlatego "automat" oznacza lekcję religii a nie etyki. A poszanowanie praw mniejszości to jest właśnie prawo do rezygnacji i/lub zamiennych lekcji etyki.

"Trudno powiedzieć co trzeba spełnić, żeby temu zapobiec" - zapewne poczekać aż ateiści będą większością w naszej demokracji. (patrz powyżej)


Czy gdyby większość dzieci z Pana klasy chciała chodzić na jogę (jako przedmiot fakultatywny) a Pan nie, czy nie byłoby dla Pana dziwne, że musi się Pan z niej wypisywać, że joga jest w środku zajęć a na okienku marnuje Pan swój czas. Nie dziwiło by Pana, że państwo dopłaca do zajęć dla wielbicieli jogi a Panu nic nie oferuje w zamian (niech Pan nie mówi tu o etyce bo jest praktycznie niedostępna albo prowadza ją katecheci)? Przecież to zajęcia dodatkowe. To że dla kogoś joga jest sensem życia nie musi przecież Pana obchodzić. Czy nie jest to dowód na to, że religia i szkoła musza być rozdzielone? Bo obie na tym bardzo tracą. Przecież jest tyle salek katechetycznych, tyle bogatych budynków kościelnych, finansowanych z pieniędzy państwowych. Czy mało tam miejsca? Ale pewnie Pan wolałby, żeby narzucić religię wszystkim, jako wole "większości". Czy gdyby się Pan znalazł w kraju z inna dominującą religią to chciałby Pan do niej być zmuszany? Np. Chciałby aby Pana dzieci były oceniane za chodzenie do meczetu? Czy nie powinien się Pan dostosować? A może podejdziemy do sprawy globalnie. Wyłonimy najpotężniejszą, najbogatszą, najbardziej wpływową religię świata i narzucimy ją wszystkim. Wszyscy zaczniemy żyć wg jej zasad. Będziemy czcić jej Bogów, słuchać jej proroków, składać ofiary, dostosujemy prawo do świętych ksiąg a program szkolny będzie ocenzurowany przez jej hierarchów. Skoro jest taka wielka i potężna to i prawdziwa. Trzeba się przystosować, albo poczekać aż sama przestanie być potężna. Czy nie takie jest Pana rozumowanie?

4 komentarze:

  1. Mnie niepokoi następująca sprawa: Ja i mój narzeczony (mamy obecnie po 25 i 27 lat) nie możemy mieć dzieci (on jest TS). Ja jestem osobą bezwyznaniową, on poszukuje teraz w kierunku Odynizmu. Póki co dzieci nie planujemy (in vitro w ogóle odpada, gdyż ja nie chcę mieć swoich dzieci ;) jednak w przyszłości np. po 35 roku życia nie wykluczamy adopcji. Myślę o adopcji 3 dzieci, najlepiej rodzeństwa w wieku szkolnym, np. najstarsze nich 12-15lat. I tu nasuwa się dla nas poważny problem: podobno WSZYSTKIE (tak, wszystkie) dzieci z OAO chodzą na religię w szkole, przystępują do sakramentów... ja nie rozumiem jak można zgodnie z KKK nawet chrzcić dzieci, które nie maja rodziców, podczas gdy wg KK -podobno- chrzci się dzieci tylko wtedy, gdy rodzice zapewnią, że wychowają je w wierze katolickiej i tworzą katolicką rodzinę (problem z ochrzczeniem dziecka mają np. osoby bez ślubu katolickiego) LOL. Nie mówiąc już o rzekomej neutralności religijnej i światopoglądowej Polskiego Państwa :D I co z nami? Czy będziemy dyskryminowani podczas procesu adopcyjnego? Podobno to się zdarza, włącznie z żądaniami zaświadczeń od proboszcza z parafii - my oczywiście do żadnej nie należymy, choć ochrzczeni byliśmy kiedyś tam p.n.e. ;) Oczywiście fakt ochrzczenia dzieci i ich aktywność religijna nie ułatwi nam również zbudowania przyszłej relacji z nimi, przekazania im naszych wartości, światopoglądu, czy zbudowania autorytetu (Mamo bo ksiądz powiedział, że in vitro to śmierć ;) itp... Nie zamierzam dziecka odciągać od jego wiary, ponieważ uważam, że źle by się to mogło skończyć i dla naszej wzajemnej relacji i dla jego psychiki, ale czy nie przykre to, że ludzie muszą się mierzyć z takimi problemami w tym kraju?? W dodatku trudno będzie mi odpowiadać na pytania dziecka dotyczące sfery duchowej (w wydaniu katolickim, of course), z którą nie mam nic wspólnego, a mojemu przyszłemu mężowi tłumaczyć zagadnienia monoteizmu, gdy jest wyznawcą zupełnie innej religii(ale nie ma na celu "aplikowania" jej innym członkom rodziny bo to nie misyjna religia ;) Może się wreszcie okazać, że w oczach dzieci będziemy szatanami i bezbożnikami, a ksiądz w szkole czy katechetka będzie je w tym utwierdzać :( Oczywiście pojawia się kwestia przyjmowania księdza po kolędzie (tłumaczenie się z naszej nie-wiary, cywilnego ślubu itp), chodzenie z dziećmi do kościoła, płacenie kasy na komunię ;) itp. Dostrzegam w tym dyskryminację. I jak to ma się do konstytucyjnego prawa wolności światopoglądu i ochrony rodziny? Nazwisko mam dać swoje, dzieciak otrzymuje nowy akt urodzenia itp, ALE religię narzuca mu Państwo?? Już nie mówiąc o adopcji dziecka przez innowierców, tutaj problem jest nawet głębszy bo przecież co religia to inne zasady, inny wiek "wtajemniczenia" (obrzędy przejścia) itp :/ I jak żyć...? Jedyna nadzieja, że do tego czasu możliwości internetu się rozszerzą i można będzie dzieciaki poznać przez skype, pogadać z nimi i wybrać takie, którym nie będą przeszkadzali rodzice ateiści (albo geje ;) Ech, marzenia... naturalnie nie chodzi mi o casting dzieci, to był taki luźny pomysł na "adopcję z ludzką twarzą" :)))
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  2. Demokracja to chyba prawa większości? A w naszym kraju, póki co, Katolicy to większość. Dlatego "automat" oznacza lekcję religii a nie etyki. A poszanowanie praw mniejszości to jest właśnie prawo do rezygnacji i/lub zamiennych lekcji etyki.

    I wlasnie w tym jest problem. Blisko mi osobo ostatnie mi spytala dlaczego w obronie prawo moje dzieci, atakuje prawo jej dzieci. Nie moglam w zadnej sposob, nie przekonac ja, ale tylko tlumaczec moj problem. To nie jest tylko ze czesto moje dzieci sa zmuszone na religia, ze cala szkola idzie na msza, nie. Problem polega na tym ze rzad popieraja jedna wiara. I ze mi mowila ze ja nie rozumiem co jest tolerancji, bylo mi strasznie smutno.

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzisz, Chris, to zależy od człowieka. Czy czułabyś się komfortowo wiedząc, że jesteś w uprzywilejowanej większości? Że ktoś inny jest gorzej traktowany, że cierpi z przyczyn niezależnych od siebie? Z tego co zdążyłam Cię poznać na pewno nie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ewo, piękny i dramatyczny jednocześnie list. Dziękuję, że zwróciłaś uwagę, na narzucanie religii dzieciom osieroconym. To też ewidentna dyskryminacja. Nie rozumiem jakim prawem kierują się urzędnicy dokonujący za nich tego wyboru. To przypomina tylko ogromny skandal w Hiszpani, gdy odbierano biologicznym rodzicom dzieci przy porodzie (mówiąc, że umarły), po to by przekazać do katolickich rodzin. Ten film śni mi się po nocach. W imię Boga robiono straszne rzeczy i do dziś osierocone dzieci szukają swoich korzeni po całym świecie. Jest wiele dzieci, które zostały ochrzczone, a mimo to są wychowywane w duchu humanizmu, racjonalizmu, poszanowania nauki, tolerancji dla innych wyznań, kultur, koloru skóry i orientacji seksualnych. Dajemy im wybór pokazując najlepiej jak umiemy, to, co jest dobre a co złe, co tylko udaje dobro a co prawdziwe. Dzieci, mimo woli, przejmują przekonania swoich rodziców. Na pewno znajdzie Pani złoty środek, rozszerzenia horyzontów swoich dzieci. Mam tylko nadzieję, że wśród pytań mających wyłonić osobę odpowiedzialną i gotową do roli mamy/taty nie ma pytania o światopogląd. Jeśli Pani to będzie wiedziała, proszę o list. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń