...szkoła powinna być strażnikiem i gwarantem neutralności światopoglądowej i wyznaniowej; zadaniem szkoły jest uczyć i kształcić, a nie umacniać wiarę i formować - od tego są duchowni; w szkole nie powinno być miejsca dla nauki praktyk Buddy, Jezusa, Śiwy, Kryszny, Mahometa, Abrahama i innych bóstw, chyba że w kontekście dyskusji o religioznawstwie, filozofii albo etyce. W szkole nie powinny odbywać się żadne uroczystości religijne, obrzędy, rytuały - ich miejsce jest w świątyniach... (Anonimowy Czytelnik)

wtorek, 23 grudnia 2014

Nie dać się zadziobać.

Wigilia szkolna w gimnazjum jak zwykle rozpoczęła się modlitwą. Świecka wychowawczyni zaczęła od "Pobłogosław Panie te dary", potem modlitwy jedna za drugą. Nie wszyscy w tej klasie są katolikami i nie wszyscy chodzą na religię, nawet drugi wychowawca, jak się wydaje jest niewierzący (albo przynajmniej stara się zachować neutralność a to już bardzo dużo). Stał obok - nie modlił się, ale też nie reagował, by zatrzymać ten spektakl. Długo rozmawiałyśmy z córką dlaczego nauczycielowi, szczególnie młodszemu stażem, trudno wtrącać się do tego co robi nawiedzona koleżanka. 

W zrozumieniu tych dziwnych mechanizmów pomocny okazał się list Pani Olgi. To jedynie fragment naszej długiej rozmowy. Pani Olga, mimo, że list jest bardzo osobisty, chciała się z Państwem podzielić tym co ją dręczy i boli.

Dzisiaj bardzo długo myślałam nad odpowiedzią na pytanie, co jako pedagog uważam o tym, że dzieci uczą się religii. Mam tą odpowiedź, ale muszę się odwołać do swoich własnych doświadczeń, swoich doświadczeń, które nazwałam „Pięć Policzków”. Pochodzę z bardzo małego miasteczka na Podkarpaciu. Do granicy z Ukrainą mam 20 minut. Mój tata jest ateistą, a mama jest osobą wierzącą (do Kościoła nie chodzi, sama nie wiem, dlaczego). Od zawsze chodziliśmy z bratem na religię, zostaliśmy o ochrzczeni, mimo że mój ojciec tego nie chciał. Matka jednak powiedziała, że „nie da nas zadziobać”. Rozumiem ją i wiem, że to raczej nam pomogło. Nikt nigdy nie wyzywał nas wprost ani nie krzywdził w żaden bezpośredni sposób, ale plotkowano o nas. Gdy ma się 8 lat, nie chce się być innym od rówieśników, chce się być jak wszyscy, a odmienność budzi pogardę innych – to jest pierwsza odpowiedź na Pani pytanie. Tymczasem ja byłam inna. Pierwszy policzek wymierzyły mi dzieci, które chodziły i mówiły, że u nas w domu „na Wigilię dzieli się jajkiem, a na Wielkanoc opłatkiem”. Teraz mnie to śmieszy, ale gdy byłam dzieckiem, nie śmieszyło mnie to wcale i przerażało, że nie umiem się nawet obronić przed takim kłamstwem i wytykaniem palcami (dosłownie). Drugi policzek wymierzył mi nowy ksiądz, który miał mieć z nami religię w, bodajże, 6 klasie szkoły podstawowej. Po wejściu do klasy i zmówieniu modlitwy, otworzył dziennik i spytał: „czy w tej klasie są jakieś dzieci ateistów?”. Milczeliśmy z bratem. Nie wiem, co on wtedy czuł i nie wiem, czy on w ogóle zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje. Nie mówił nic, bo ja nie mówiłam, a ja nie mówiłam, bo wiedziałam jedno: że nie wiem dokładnie, o co chodzi, ale przyznawanie się do ateizmu i jakichkolwiek powiązań z nim jest niebezpieczne i lepiej tego nie robić. Ateizm jest zły. Udawajmy, tak jak inni, że nie znamy tego słowa. O wiele jednak gorszy był rodzaj wstydu za mojego ojca i tu jest druga odpowiedź na Pani pytanie: bo doprowadza to do wstydu, strachu i budzi poczucie winy. Moi Rodzice nie wiedzą, że taka sytuacja miała miejsce. Nikt nie wie w sumie. Bałam się opowiedzieć, żeby nie było jeszcze większej afery. Wstyd za ojca towarzyszył również wtedy, gdy była pierwsza komunia święta. Tam jest taki moment, że wszystkie dzieci stoją, a rodzice stoją z nimi i kładą im rękę na ramieniu. U nas była tylko mama. Już na próbach do tej komunii wymyśliłam kłamstwo, że powiem, że mojego taty nie ma, bo jest w pracy i później przyjedzie. Kłamstwo się spełniło, tata pojawił się na imprezie pokomunijnej, faktycznie po powrocie z pracy. Poczułam ulgę.
Trzeci policzek dostałam od zakonnicy, która prowadziła chór w Kościele i na który chodziły wszystkie dziewczynki z mojej klasy. Chyba miałam 10 lat wtedy… Chciałam razem z nimi chodzić na ten chór i śpiewać. Zakonnica wiedziała, kim jestem. Nie przepadała za mną. Przyszłam pewnego razu na ten chór i ona skrytykowała mój kolor rajstop (były „skandalicznie czerwone”). Nie pozwoliła mi przychodzić tam. W zasadzie nie wiem, jaki był tego powód. Tu jest kolejna odpowiedź: ta forma religii upokarza. Dziecko chce uczestniczyć w czymś, czego nie rozumie, a robi to, bo inne dzieci robią. Łamie różne zasady, które nie są mu znane, więc jest upokarzane. Brat założył kiedyś różaniec na szyję, bo nie chciał go zgubić. Ta sama zakonnica nawrzeszczała na niego, że popełnia grzech jakiś tam… Bardzo się zmartwił tym, nie chciał więcej chodzić do kościoła. Generalnie, uczestnictwo moje i brata w tych wszystkich kościelnych obrzędach kończyło się tym, że – nie rozumiejąc różnych niuansów i niuansików – ciągle łamaliśmy jakieś zasady i dostawaliśmy uwagi od zakonnicy, więc po pewnych czasie przestaliśmy całkiem chodzić do kościoła.
Czwarty policzek wymierzyła mi koleżanka w internacie (ogólniak ), gdy powiedziałam, że nie idę do kościoła (już nie wiem, o co chodziło, czy chodzenie na różańce czy coś innego). Byłyśmy na stołówce, jedliśmy obiad. Inni też byli. Rzuciła tak pogardliwe spojrzenie, jak nigdy nikt chyba, i bardzo głośno powiedziała: „Ty bezbożniku”. Moja najlepsza przyjaciółka (muszę dodać: bardzo wierząca osoba, biorąca udział w oazach, cytująca nieustannie JPII, ale biorąca na poważnie jezusowe „miłujmy się nawzajem i bądźmy dobrzy dla innych”) zwróciła jej uwagę, na co tamta rzekła, że „no co, przecież MAM PRAWO mówić, co myślę, taka prawda”. To jest trzecia odpowiedź na Pani pytanie: bo religia w takiej formie, w jakiej jest podawana, nie uczy ani miłości, ani szacunku, ani zrozumienia, ani tolerancji, a efektem tego jest to, co opisałam powyżej: ranienie innych, obrażanie, gnojenie i uzurpowanie sobie prawa do robienia takich rzeczy. Piąty policzek wymierzono mi niedawno całkiem, na mojej uczelni. Miałam ćwiczenia z pedagogiki porównawczej, która zajmuje się badaniem i porównywaniem systemów edukacyjnych na całym świecie. Pracowaliśmy w grupach i moja miała akurat temat o religii w różnych szkołach. Po omówieniu, jak jest w Polsce i Francji, gdzie religii nie ma w szkole, Pani powiedziała: „no tak, ale wiemy wszyscy, że religia musi być, no bo przecież jakby to wyglądało wszystko, jakby nie było, religia uczy zasad moralności, bylibyśmy jej pozbawieni, gdyby nie religia”. Bolało i przyznam, że nadal boli. Kocham swoją pracę, a tymczasem właśnie usłyszałam, że jestem pozbawiona moralności. Odrzuciłam jednak te myśli szybko, ale powiem wprost: tej baby nienawidzę i tu jest kolejna odpowiedź: rodzi nienawiść i podkopuje wiarę w siebie, bo ja uwierzyłam, że nie będę dobrym pedagogiem za to, że jestem ateistką. Jest tu jeszcze wniosek: religia towarzyszy w naszym kraju ludziom od samego początku edukacji aż do jej końca, w miejscu, w którym podane wyżej zdanie nie może paść. Nasi pedagodzy są nauczani w duchu chrześcijańskim. Wychodzi na to, że dobry pedagog to taki, który uczy, jak być jak wszyscy, a być jak wszyscy oznacza być Katolikiem.
Podsumowując: uważam, że religia nie powinna być w szkole, bo nieuczestniczenie w niej oznacza odmienność, a odmienność wśród dzieci budzi pogardę. Religia sprawia, że dziecko ateisty jest ofiarą i może być kozłem ofiarnym, szczególnie jeśli pozostali rodzice nie uczą swoich dzieci tolerancji wobec odmienności. Strach przed wystawieniem dziecka na kozła sprawia, że ateiści posyłają swoje dzieci na religię, a to budzi w dziecku konflikt: czuje wstyd za tych, których kocha. Boi się swojej odmienności i nie chce się do niej przyznać, szczególnie gdy jest stawiane pod murem („kto tu jest dzieckiem ateisty?” albo i też było: „dlaczego nie widziałem Was w kościele w niedzielę? Acha, w innym byliście?). Księża stosują wredne chwyty („spytam księdza z tamtego kościoła, czy widział was”), które zmuszają do kłamstwa i usprawiedliwiania swoich rodziców. Forma religii nie ma nic wspólnego z nauką tolerancji ani miłości do innych, ona uczy tego, że odmieńca trzeba usunąć albo dać mu co najmniej odczuć (jak siostra zakonna), że jest odmieńcem, a to jest ZŁE. Nie mówiąc już o całym tym strachu przed piekłem, diabłem, szatanami itd., które działały również na moją wyobraźnię. Miałam 5 lat, gdy mój ojciec zasiał ziarno niepewności odnośnie tego, co mówi siostra zakonna na religii w przedszkolu. Pamiętam to jak dziś. Szliśmy do przedszkola, on nas odprowadzał. Była zima. Powiedziałam, że wiem, że Bóg stworzył śnieg. Siostra zakonna uczyła nas piosenki, w której trzeba było wymieniać, co stworzył Bóg i było tam o śniegu. Mój tata odrzekł, że „śnieg to zamarznięta woda, a Bóg nie istnieje”. Później czytał nam „Encyklopedię dla dzieci w obrazkach” i tam było wyjaśnione, skąd się wziął ten śnieg… To początek mojego zamiłowania do myślenia racjonalnego. Nie chcę, aby ta historia brzmiała jak mój dramat. To był dramat wtedy, teraz się z tego śmieję. Gdy widzę ludzi pragnących całym sobą udowodnić, że są inni, w duchu myślę sobie ze śmiechem: „spróbuj być dzieckiem ateisty na zadupiu na Podkarpaciu, to zobaczysz, co to znaczy być innym”. Otaczam się ludźmi, którym mój ateizm nie przeszkadza. Uważam to za atut i jestem wdzięczna tacie za to, że jestem ateistką, a mamie za to, że to akceptuje i nie pozwoliła nas jednak wtedy zadziobać (chociaż trochę nas pokłuli). Jest mi tylko żal, że nadal nie mogę głośno powiedzieć: mam na imię Olga. Jestem logopedą. Jestem ateistką. Nie poślę swoich dzieci na religię.


Kiedyś to Pani powie i zapewniam, że będzie to ogromną ulgą nie tylko dla Pani ale i dla niektórych z Pani najbliższego otoczenia. Wierzę, że moje dzieci trafią na Nauczycieli, którzy będą ateistami albo katolikami, którzy potrafią zachować neutralność światopoglądową.

1 komentarz:

  1. Szanowna Pani, z zainteresowaniem przeczytałam ten tekst, ale nie jestem w stanie zrozumieć Pani postawy. O ile w dzieciństwie przeżywa się różne sprawy, w tym upokorzenia w tajemnicy przed rodzicami, o tyle już w liceum była Pani na tyle dojrzała, żeby zgasić każde katolickie chamstwo i kłamstwo. O dorosłym życiu nie wspomnę. Ja byłam wychowana w rodzinie wierzącej, chociaż niezbyt religijnej, a od wielu lat głośno i wyraźnie mówię co myślę o kościele oraz wzięłam rozbrat z instytucjonalną religią. Moje dziecko nie chodzi na religię, nie jest ochrzczone, a mieszkamy w małej wiosce, gdzie ludzie kulą ogony ze strachu przed katabasem. Trzeba kiedyś podnieść głowę, odpowiedzieć atakiem na atak, nawet zagrozić sądem (pieprzenie, że ateiści nie mają moralności może być poczytane za obrazę lub zniesławienie). Jeśli będzie Pani przyjmować postawę ofiary, zawsze będą Panią tak traktować, jako pedagog na pewno Pani to wie. Życzę odwagi w wybijaniu się na światopoglądową niezależność :-)

    OdpowiedzUsuń