...szkoła powinna być strażnikiem i gwarantem neutralności światopoglądowej i wyznaniowej; zadaniem szkoły jest uczyć i kształcić, a nie umacniać wiarę i formować - od tego są duchowni; w szkole nie powinno być miejsca dla nauki praktyk Buddy, Jezusa, Śiwy, Kryszny, Mahometa, Abrahama i innych bóstw, chyba że w kontekście dyskusji o religioznawstwie, filozofii albo etyce. W szkole nie powinny odbywać się żadne uroczystości religijne, obrzędy, rytuały - ich miejsce jest w świątyniach... (Anonimowy Czytelnik)

czwartek, 5 grudnia 2013

Pozorny wybór.

Presja społeczna do zapisywania dzieci na religie jest ogromna - zauważa jedna z mam, Joanna, która zetknęła się z tym zjawiskiem we własnym przedszkolu. Wielu rodziców, którzy z początku wyraźnie sugerowali, aby kwestie religijne zostawiać w domu,  ostatecznie zapisało swoje dzieci na religię. Tym sposobem zostało tylko jedno dziecko -  autorki listu. Po rozmowach z przedszkolankami, przekonującymi zatroskana mamę, że nic złego się nie wydarzy, że  katechetka jest otwarta, mama podjęła decyzję. Decyzja była tym trudniejsza, że dziecko bardzo chciało chodzić na religię. Bało się oddzielenia od swojej grupy.
 
Nie mam nic przeciwko śpiewaniu kolęd - pisze Joasia- (...) traktuję je jako religijny, piękny element kultury ludowej, ale z wizją stworzenia świata już jest konfrontacja – moja wizja naukowa contra wersja katechety. Okazało się, że córka błyskawicznie to przyjmuje, chłonie, a to wszystko jest dla niej bardzo atrakcyjne. Z lubością wypowiada formułkę „niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” (żegnając się przy tym jak do „w imię Ojca i Syna i Ducha…” ). Dziś zapytała mnie czy może się w nocy pomodlić. Po prostu gąbka. W sumie czego się spodziewałam? Czy wykazałam się naiwnością, czy za wszelką cenę powinnam się przeciwstawić i zabronić jej tych lekcji, czy może dramatyzuję zapominając o wrodzonej ciekawości dzieci i nie doceniając swojego wpływu i mądrości mojego dziecka? Boję się, że wsiąknie w to przez samą chęć przynależności do grupy, choć ta z największą siłą pojawi się dopiero za jakiś czas.
 
 
Jak postąpilibyście na miejscu Joanny? Jak oceniacie pozostałych rodziców, którzy mocni w słowach nie mają odwagi postępować zgodnie ze swoim sumieniem?
 

23 komentarze:

  1. Świetnie ją rozumiem. Myślę, że dobrze zrobiła. Dla dziecka to prawdziwa trauma. U nas na szczęście jest dwójka dzieciaków, które nie chodzą na "religię". Kiedyś owa "religia" była w piątek po południu. Teraz jest w czwartki w środku dnia. Dzieciaki muszą wychodzić do innych grup. Co do rodziców - jest trochę zagorzałych katolików, a reszta ma to gdzieś, nawet otwarcie deklarują, że nie mają się czasu zająć wychowaniem dzieci w tym względzie i nie wnikają w temat. Poziom przemyśleń raczej niski. Szczerze wątpię, że coś w tym względzie się zmieni.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja właściwie dylematu nie miałam, bo jak mogłam posyłać dziecko na religię skoro jestem nie wierząca?
    To, że dziecko będzie miało ciężej to normalne, ale nie unikniemy tego również w innych sytuacjach. Czy kupujemy swoim dzieciom co tylko sobie zapragną, bo koleżanki mają, czy zapisujemy na wszystkie zajęcia dodatkowe bo inne dzieci chodzą ? Może tylko ja jestem jakaś dziwna, że takie rzeczy wydają mi się oczywiste.

    Pozdrawiam
    E.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby wszyscy rodzice postępowali tak jak Ty nie byłoby problemu samotnych i odrzuconych dzieci w czasie religii. Problem w tym, że konformizm i zachowania stadne biorą górę. Tłumaczy się to czasem dobrem dziecka a chodzi o to, by nikt sobie nie pomyślał, że jestem niewierzący. Kiedyś sytuacja się odmieni i wtedy większość będzie udawać, że tak naprawdę to nigdy nie wierzyła.

      Usuń
  3. O ile mamy kasę i przekonanie o nieszkodliwości owych to owszem - kupujemy i zapisujemy. Bo nie są najważniejsze nasze własne przekonania, nawet religijne, tylko dobro dziecka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słuszna uwaga. Nie rozumiem zresztą na czym owa "presja" miałby polegać? Czy w supermarkecie jakby wszyscy kupowali powiedzmy pomarancze to Autorka listu takze czuła by presję kupowania tych owoców? Czy moze jest odwrotnie - moze Pani, nie mogąc sobie poradzic z własnym swiatopoglądem, przelewa go na dziecko?

      Usuń
    2. Tu nie masz racji, kompletnie. Presja jest ogromna, na dziecko. Nawet czasem warto się ugiąć i posłać na tzw. religię, niż ustawiać dziecko w pozycji odrzuconego z grupy rówieśniczej. Potrzeba identyfikacja z grupą jest bardzo ważną potrzebą, a odrzucenie może mieć jeszcze gorsze skutki, niż kościelna indoktrynacja. Trzeba to wyważyć i mieć na względzie nie swoje przekonania ale dobro dziecka. A odnośnie światopoglądu to katolicy powinni się zmagać z nim w domu i w kościołach, a nie narzucać go w przedszkolach i szkołach. Tak krótko - weźcie się za ewangelizację, a nie za indoktrynację. Ukłony.

      Usuń
    3. Nie bardzo rozumiem skąd to "weźcie" i liczba mnoga - nigdzie nie napisałem ze jestem katolikiem. Presji szkolnej czy przedszkolnej jestem przeciwny (zreszta rel w szkolach wg mnie to błąd) ale nie moze być tez tak że ze wzgl na jednego rodzica (bo przecież WŁAŚNIE nie dziecko) które ma inny światopogląd, szkoła będzie dezorganizować zajęcia. Tu nie ma prostych rozwiązań. Chyba, że szkoła (ew przedszkole) ma na tyle zaradnego dyr że wziął to pod uwagę i udało mu się to pogodzić - i dzieci rodziców niewierzących badz o innych światopoglądach mają w tym czasie inne zajęcia. Ja wiem że takich szkół jest mało a Ministerstwo zrzuca cały ten problem na szkoły (następny błąd) ale wiem tez (a nawet znam) takie, w których ten problem został normalnie rozwiązany. Wystarczyła dobra wola wszystkich stron. Pozdrawiam

      Usuń
    4. Uważam, że dużo lepszym rozwiązaniem jest zorganizowanie wszystkiego tak, aby dziecko nie odczuwało rozłąki. Nie można oczywiście generalizować każdy przypadek jest inny. O ile starszemu dziecku można dać wybór o tyle wprowadzanie jakiejkolwiek indoktrynacji w przedszkolu (bez wzglądu na to czy się z nią zgadzamy czy nie) powinno być zakazane. Burzenie bezpiecznego świata dziecka, które w tym wieku nie powinno mieć zbyt dużo niezrozumiałych bodźców zewnętrznych jest skrajną nieodpowiedzialnością. Nawet rodzice wierzący powinni unikać wprowadzania tak wcześnie opowieści o nadprzyrodzonych siłach, duchach i wszystkowidzących istotach. To akurat wiem z autopsji, wiem też jak długo trwa terapia wystraszonego (byle czym) przedszkolaka. Koszmar. Zdaję sobie sprawę, że religia w przedszkolach jest balansowaniem na cienkiej linii kruchej psychiki 3 letniego dziecka.

      Usuń
    5. No tak - to smutne ze ma Pani takie dośw. Teraz lepiej rozumiem Pani podejscie do religii. Nie do konca jednak dziecko "nie powinno miec za duzo niezrozumialych bodzcow zewnetrznych" gdyz dla dziecka calosc rzeczywistosci jest z gruntu niezrozumiala, czy moze lepiej by powiedziec: tajemnicza. Nie bardzo tez rozumiem dlaczego rodzice nie powinni dzeciom o silach nadprzyrodzonych mowic. To ze Pani dosw jest takie wcale nie oznacza iz nalezy to dosw uogolniac. Zreszta wydaje mi sie ze o wiele wazniejsze jest to JAK sie o tym mowi. Nawet osoba niereligijna stanie w koncu przed podobnym dylematem (tzn mowienia dziecku o czyms niewytlumaczalnym) kiedy dziecko dośw smierci kogos i spyta "a co jest później?"

      Usuń
  4. To wskazówki psychiatry dziecięcego i psychologa. Kiedyś opisywałam dokładnie co się dzieje z 3 latkiem, który się czegoś przestraszy (nie wiadomo tak naprawdę czego). Nie na chwilę ale na pół roku. Terapia, terapia, uczenie się wszystkiego od nowa. Da się z tego wyjść tylko bardzo bardzo trudno. Lepiej poczekać z religią do czasu aż dziecko będzie gotowe przyjąć (bo przecież nie zrozumieć) to czego nawet dorośli nie są w stanie. Najlepiej zrobić to, kiedy dziecko zaczyna myśleć abstrakcyjnie a przestaje tylko konkretami, czyli w 11 roku życia (nie przypadkowo I Komunia jest wcześniej). Można też dziecku dać po prostu święty spokój nie burząc jego poukładanego świata, pokazać jak wiele i jak różne są religie a każda chce być jedynie prawdziwa. Na tym się powinna kończyć nasza rola, bo nie mamy prawa narzucać żadnej religii. Dzieci nie są naszą własnością. Jeśli kiedyś świadomie wybiorą życie religijne i tak będziemy je kochać, ale muszą to zrobić świadomie. Śmierć bliskiej osoby jest traumą zarówno dla dziecka jak i dla dorosłego, ale fałszywie pocieszają tylko fałszywi przyjaciele.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście nie powinno się dzieci straszyć relgią bo to jest zaprzeczenie religii (każdej). Słynna jest już historia Hansa Rudolfa Gigera (tego od "obcego") który opisywał jak mu w dzieciństwie ukazywano koszmarnie okaleczonego Chrystusa i wmawiano ze to jego wina. Ale istnieje tez druga strona: czy mamy prawo pozbawiać dziecka wrażliwości na to co nieznane, tajemnicze, metafizyczne? Mam co do tego wątpliwości. Śmierć dla dziecka szczególnie bardzo małego nie jest traumą, jak Pani pisze, bo dziecko nie rozumie ani życia ani śmierci. Dla niego człowiek umarły po prostu śpi. Dopiero kiedy próbujemy dziecko wytłumaczyć ze sie juz nie obudzi wówczas zaczynamy - chcąc niechcąc - burzyć jego świat. I właśnie wówczas dziecko pyta o sens tego wszystkiego. Dzieci, jak kiedyś powiedział mój profesor, zadają najbardziej filozoficzne pytania:) Dlatego można dać dziecku "święty" (sic!) spokój ale dziecko spokoju nam nie da. Pani podaje przykłady - nawet nie rel chrzescijanskiej - ale jedynie katolickiego wyznania. A proces wprowadzania dzieci w świat religii ma miejsce w kazdej kulturze i kazdej religii. Nie uwazam aby była to indoktrynacja jest to raczej pewien normalny proces uświadamiania dziecku w jakiej kulturze zyje. Tak zresztą dzieje się np na lekcjach histroii kiedy uczy się o własnym kraju. Problem jest w tym JAK się to robi. Funkcją religii (każdej) w przypadku dziecka jest raczej odsłonięcie przed nim pewnego niewytłumaczalnego charakteru życia, tego że to wszystko ma jakiś sens, ku czemuś zmierza. To nie przypadek ze kazda religia posługuje sie pojęciem miłości. "fałszywie pocieszają tylko fałszywi przyjaciele" - skąd to przekonanie o fałszu? Bo mam wrazenie - a czytam tego bloga juz od dluzszego czasu - ze wynika ono jedynie z Pani dośw. Nie wtapię ze jest ono bogate ale nie sadze tez, aby mozna było jedynie na jego podstawie okreslac i oceniac fukcję religii, która jest odkąd powstał człowiek. Pozdrawiam

      Usuń
    2. Jestem pod ogromnym wrażeniem ateisty broniącego ekspansji religijnej. To tak jakby Pan chciał sam sobie ograniczać prawo do wolności wyznania. Nie atakuję tu ludzi wierzących. Jeśli ktoś jest przekonany o tym, że religia jest ważna i potrzebna, jeśli chce z własnej nieprzymuszonej woli posyłać dziecko na katechezę, jeśli ma zaufanie do katechety i zgadza się z treściami przekazywanymi na religii niech to naprawdę zrobi. Niech posyła dzieci na religię. Powiem więcej ma moje uznanie. Pragnę jedynie dowieść, że jest spora część rodziców, którzy nie mieszczą się w tym zbiorze. Ośmielam się też twierdzić, że jest ich większość (choć i mniejszość zasługuje na równe prawa).
      Jeśli chodzi o przypadki dyskryminacji religijnej (bo o tym jest tu mowa, a nie o wyrzucaniu religii ze świadomości ludzkiej), opisywane na stronach tego blogu, nie pochodzą one wyłącznie z moich doświadczeń. Powiem więcej - moje doświadczenia, choć bardzo przykre, są dużo mniej bolesne niż inne opisywane tu zdarzenia. Dostaję również listy, których nie opublikowałam, bo nie o popularność mi chodzi, tylko o stworzenie miejsca w sieci, w którym będzie można poczuć ulgę: "To nie tylko ja." Kiedyś też ktoś pomógł mi w takiej sytuacji. Wystarczy czasem z kimś porozmawiać i zrozumieć. Łatwo zepchnąć problem do pojedynczego przypadku. Znacznie łatwiej niż poszukać rozwiązań by konflikty i niepokoje społeczne nie narastały. Moim zdaniem takim rozwiązaniem jest rozdział Kościoła od Państwa. Nikomu nie stanie się wtedy żadna krzywda. Kiedyś taki rozdział był i znacznie więcej ludzi chodziło do kościoła, nawet ja.
      A tak na marginesie, proszę napisać czy Pana dzieci/dziecko chodzi na religię, skoro nie popiera Pan nauki religii w szkole i uważa się za ateistę.

      Usuń
    3. Nie wiem, w którym moim wpisie przeczytała Pani że jestem ateistą. Dla Pani jest prosty rozdział: religijny - albo ateista. Ja napisałem że n i e j e s t e m osobą religijną co nie jest równoznaczne z byciem ateistą. Nie wiem tez gdzie przeczytała Pani że "bronię ekspansji religijnej". Rzeczywistość religii i tego co nie religijne nie jest, jak się Pani wydaje, czarno-biała. To zresztą podkreślam w każdym swoim wpisie. Co bloga: nie mam w zwyczaju czytać czegoś, co uważam za bezwartościowe. Ten blog czytam i to regularnie. Pisałem wielokrotnie - choć mi tu nawet od trolów nadano - że pewne idee tu zawarte są SŁUSZNE. I ja ich nie kwestionuję. Kwestionuję jedynie sposób podejścia do pewnych zagadnień - tak, jak kwestionuję sposób podejścia do kwestii religii niektórych ludzi "religijnych". Nie spycham także problemów do pojedynczego przypadku bo jeden przypadek nie determinuje całości - jednak Pani czasem zdarza się to robić. To jednak ma mniejsze znaczenie. O wiele ważniejsze jest to, że - to nie jest zarzut - redukuje Pani problem religii. Religie - religia - chrześcijaństwo - wielość wyznań - wyznanie katolickie - instytucja kościelna. W tym wężyku Pani podejście do religii dotyczy jedynie ostatniego wątku. I choć w wielu podanych przez Panią przykładach jest sporo racji to jednak jest to trochę wąskie patrzenie na religię, prawda? Nie pisałbym bym o tym gdyby, czasem ale jednak, nie rzutowało to na - bardzo zresztą słuszną - idee tego bloga. Dodatkowo każda moja wątpliwość jest postrzegana jako atak co dla mnie jest zupełnie niezrozumiałe... Pozdrawiam

      Usuń
    4. Może i Pan się nie deklaruje jako katolik, ale przyjmuje Pan takie same założenia. Może się Pan podpisze jakoś, bo nie wiadomo w sumie, które posty są Pańskie. Naprawdę nie rozumie Pan sytuacji presji psychicznej, jakiej poddane jest dziecko nie chodzące na religię w przedszkolu (przykład z pomarańczami jest kuriozalny). Czy to nie Pański post? Chyba Pańskie są posty w których stara się Pan zrelatywizować opisane tu zjawiska nachalnej indoktrynacji uprawianej przez KK w przedszkolach i szkołach i sugeruje, że są po prostu problemami autorki, jakie ma z religią i że je przenosi na dziecko. To kurcze jest właśnie trolowanie. Czy to nie Pańskie posty? Zakłąda Pan, że proces wprowadzania dzieci w świat religii (wcale nie zgadzam się, że się musi odbywać w przedszkolu) jest naturalny i niech się dzieje. Poprawiajmy tylko sposób, w jaki się odbywa i będzie ok.. Jak Pan widzi, nie każdy się tu zgadza z Pana założeniami. Pewnie dlatego nie uda się nam porozumieć. Kolejne kuriozum, to traktowanie zorganizowania czasu "niewierzącego" dziecka jako dezorganizacji pracy przedszkola. Że niby co? Nauczanie religii katolickiej to ma być norma i już? Może się Pan jakoś podpisze, choćby nickiem, to będzie można jakoś rozróżnić Pana poglądy i z podjąć z nimi polemikę, bo tak mamy groch z kapustą.

      Usuń
    5. Moja odp nie była skierowana do Pana ale odp przez grzeczność. Wie Pan dziwne, iż tu wsadza się moją osobę do szuflady z napisem "religijny-katolicki" a na forum np Frondy gdzie staram się zwrócić uwagę na pewne niebezpieczne przejawy "religii" nazywa się mnie ateistą. Tak to już jest, że dla niektórych bez "szuflady" nie przejdzie. Jesli przeczytałby Pan powyższą moją wypowiedź dokładniej, a nie wybrał z niej jedynie to, co Panu wygodne, to zobaczyłby Pan próbę wyważenia pewnych kwestii. Tym właśnie charakteryzują się moje wpisy - kto czyta uważnie rozpozna je bez problemu. Nie staram się niczego relatywizować i wielokrotnie to podkreślałem że te zjawiska, które tu są opisywane, nie mają z religią nic wspólnego. Stad właśnie czasem używam określenia "religia". Poza tym, jak Pan uważniej p[oczyta, używam określenia religia a nie KK bo to jest jedynie wyznanie. To co budzi moją wątpliwość to poddawanie krytyce całość religii jako takiej, używając do tego argumentów, jak niektórzy postępują z innymi. Wiem o tym, że jest to skutek religijnego zawężenia za który odpowiadają duchowni KK (przynajmniej niektórzy) i że dziś KK bardziej przypomina ideologiczną sektę niż religię ( a wiem co mówię bo religiami zajmuję się prawie 30 lat). Nie można jednak wszystkiego wrzucać do jednego worka bo wówczas popadamy w drugą skrajność. Choć może i w jednym ma Pan rację - nie w tym że tu się ze mną nie zgadzają (bo "tam" także) ale w tym, że przywykłem do innego typu rozmów, innej debaty; nie do światopoglądowego przekrzykiwania się z jakim mamy obecnie do czynienia. I, niestety, apele - do jednej i do drugiej ze stron - o zdrowy rozsądek kończą się w "szufladzie". Pozdrawiam

      Usuń
    6. Nikt Pana nie zamyka w szufladzie. Po prostu nie dostrzega Pan tego, co nas rodziców najbardziej boli. Być może nie spotkał się Pan z dyskryminacją (z resztą nie tylko religijna jest złem) w szkole. Niesprawiedliwość i nierówność wszystkich obywateli. Czy Pana zdaniem nie powinniśmy o tym mówić bo to KOGOŚ boli? Dlaczego Państwo wydaje więcej pieniędzy na dzieci religijne fundując im 2 razy w tygodniu religię i nie dając nic w zamian pozostałym? Ja na co dzień mam z tym problemy. Wczoraj kolejny raz zastanawiamy się nad wysłaniem dziecka na atrakcyjną szkolną wycieczkę zagraniczną, która ma w nagłówku napisane, pielgrzymka. Posyłać czy nie posyłać. Ksiądz który w ateistach widzi morderców, jak to wyrażał głośno i dobitnie, jest przeszczęśliwy. To są nasze problemy dnia codziennego. Myli się Pan, że szufladkujemy ludzi na ateistów i katolików. Wielokrotnie pisałam, że tak nie jest. Mamy prawo do godnego i dumnego życia, nie ograniczamy innym prawa do wiary i modlitwy ale nie chcemy być do niej zmuszani. Jeśli porozumienie ma polegać na tym, że my zaczniemy wierzyć (albo przynajmniej udawać) to trudno - nie porozumiemy się. Bez względu na to czy komuś się podoba czy nie wszyscy ludzie mają takie same prawa. Dyskryminacja KAŻDA jest złem. Potrzebna jest edukacja społeczna, żeby to ludziom uświadomić.

      Usuń
    7. Bez obrazy, ale myślę, że za dużo skupiamy się na poglądach kogoś, kto nie raczy się nawet podpisać. Może zostawmy ten wątek. Tak jak Pani Justyna pisze, mamy tu bieżące problemy z tym, co nam państwo i KK serwuje, a wprowadzanie/niewprowadzanie dzieci w religię i religijność absolutnie musi zostać w gestii rodziców, a nie nawyków pani dyrektorki z przedszkola. My Pani Justyno posłaliśmy dziecko ostatnio na "wycieczkę" na koncert do kościoła, bo nie chcieliśmy, żeby zostało samo, gdy cała grupa szła. Nie było to jakieś nabożeństwo tylko koncert muzyczny. Razem z dzieckiem (rozmawiamy o tym intensywnie) podjęliśmy taką decyzję, mając na uwadze właśnie ową presję społeczną, potrzeby przynależności do grupy itp. Poza tym chcemy, żeby poznawało religie, a nie chcemy go izolować. Pozdrowienia.

      Usuń
    8. Bardzo słuszna uwaga. Ja również nie chcę izolować, daję też wybór, ale mam dreszcze, że jeśli jest napisane na ulotce z programem wycieczki szkolnej "pielgrzymka", albo noclegi są na plebanii, albo opiekunem jest ksiądz. Nigdy nie zabraniam wyjazdu z rówieśnikami: Jeśli chcesz jedź. Próbuję znaleźć rozwiązania, np. umówcie się razem z inną koleżanką niereligijną, będzie wam łatwiej, w czasie mszy możecie zrobić to i to, być słuchaczami, trzeba zachowywać powagę i szacunek, ale nie musicie klękać. W takiej sytuacji jednak niewierzące dzieci najczęściej same się wycofują, a może szkoda właśnie. To są nasze codzienne problemy.

      Usuń
    9. Pani Justyno, powt to po raz kolejnlny ale juz ostatni: absolutnie nie podwazam tego co Panstwo robią (dlatego czytam tego bloga i daje do czytania innym) i pisalem to wielokrotnie. A co do poruszanych przeze mnie watków to nie ja je poruszam ale Pani: mógłbym tu przykłady mnożyć takich Pani wpisów, ktore nie mają NIC wspolnego z dzecmi gnebionymi w szkole. Pisalem tez ze jestem przeciwny religii w szkole i to tez przez Pania nie zostalo zauwazone. Pyta Pani czy spotkałem sie z tym problemem otóż TAK, wielokrotnie sam musiałem się z nim mierzyć. Niemniej starałem się to rozwiązać trochę inaczej. Mam tez wrazenie ze moje posty czytają Panstwo pobieżnie i wyłapują jedynie krytykę - o tym świadczą odpowiedzi. Pisze Pani ze kazda dyskryminacja jest złem - tak postepowanie duchownych jest niedpuszczalne. Ale to co wyprawiają niektórzy rodzice to tez czasem włos na głowie się jeży. Mnie akurat przypadła rola (mówię o mojej syt) pośredniczenia w tych sporach. Porszę mi wierzyć - to bardzo trudne niemniej uważam że konieczne, gdyż od 89 r nikt nas jako społeczeństwo nie nauczył ze sobą rozmawiać i w ten spoób rozwiazywac problemów. Piszę o tym - choć Pani o to nigdy nie pytała - bo zarzuca mi Pani między wierszami że nie wiem, o co w blogu chodzi. Otóż wiem bardzo dobrze, nawet aż za bardzo. Z tą różnicą ze nie pomiatam ani religią ani ateizmem. I jeszcze jedno: większość tych sporów - wiem to z mojego podwórka - jest z góry nacechowana (z obu stron) b negatywnymi emocjami i brakiem dobrej woli. To znacznie utrudnia znalezienie jakiekolwiek choćby płaszczyzny do rozmowy. Ja zatem Pani widzi - pozory mylą.. Niemniej nie chciałbym aby Panstwo mieli wrażenie ze ja tu jakis ferment wprowadzam - jeśli poczytają Panstwo uwazniej moje wpisy na pewno przekonaja sie ze tak nie jest:) Pozdrawiam

      Usuń
    10. PS: Widze Pani Justyno ze cos ruszyło w spr tego chłopca. Bardzo mnie to cieszy. Mam nadzieję że wszystko dobrze się zakończy:)

      Usuń
    11. Drogi Panie Anonimowy, bardzo uważnie czytam Pana obszerne wpisy i bardzo je sobie cenię. Pana opinie choć nie zawsze zbieżne z moimi (ale często tożsame) wnoszą do tego blogu bardzo wiele. Nie walczę tu z Bogiem ani z religiami tylko z ludzką głupotą. pokazuję za to że ktoś ma prawo w Boga nie wierzyć, ale ma też prawo wierzyć i wara innym od tego. Sam Pan zauważył, że religia nie powinna mieć miejsca w szkole. Jest to rozwiązanie niekorzystne dla obu stron, bo jak udowadniam tu (i sądzę, że się Pan z tym zgodzi) lekcja religii w obecnym kształcie wiele z religią wspólnego nie ma ( a raczej, jak się Pan kiedyś wyraził z "sekciarstwem". Sformułowania używane przez katechetów są bardzo podobne do wygłaszanych w Radiu Maryja i to moim zdaniem jest niebezpieczne. Tym bardziej, że władze świeckie nie mają wpływu na program religii. Kto ma zatem sprawdzić, czy zdanie: "Człowiek bez Boga, jest jak Hitler i Stalin zdolny do morderstwa z dużym prawdopodobieństwem." mieści się w programie nauczania religii na rok 2013 czy nie? Kto jest w stanie pociągnąć do odpowiedzialności osobę, która coś takiego mówi dzieciom, jeśli to nie mieści się w zakresie jej kompetencji? Kto ma ponosić odpowiedzialność za program nauki religii w świeckiej szkole jeśli są w nim elementy demoralizujące dzieci i młodzież. To są problemy, z którymi należy się zmierzyć, co nie znaczy, że nie ma wspaniałych księży w Polsce, którzy przyznali by mi w 100% racje, bo tacy są. Pisałam kiedyś o dziewczynce, która choć pochodzi z bardzo silnie wierzącej rodziny nie chodzi na religię właśnie z tego powodu. Bo wierzy i nie chce tej wiary stracić. Chciałabym, żeby osoby szczerze wierzące również zabrały głos w sprawie religii w szkole.

      Usuń
  5. Jezus z Nazaretu rzekł : "Kto uwierzy i ochrzczony zostanie będzie zbawiony..." (Mk 16, 16).
    Wpierw trzeba wiarę poznać, uwierzyć w nią następnie można się ochrzcić.
    Wcielanie siłą do sekty Krk niemowląt (chrzest) jest zbrodnią na ich sumieniu. Nieodwracalną zresztą wg Krk.
    Przekazywanie wiedzy/mitów religijnych może się odbywać tylko w miejscach należących do kościołów.
    Zbrodnią na psychice 3 letnich dzieci jest, wg mnie, stosowanie presji grupy rówieśniczej i otoczenia.
    Żądam zerwania konkordatu.
    Pozdrawiam Cię Joanno.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak zwykle można na Ciebie liczyć. Dzięki.

    OdpowiedzUsuń