Działanie na szkodę rodziców
W jednej z podstawówek, gdzie od lat nie można było nauczać etyki z powodu rzekomo nikłego zainteresowania, na pierwszą lekcję etyki przyszły tłumy. Aż się same dzieci dziwiły, że jest ich tyle. Chętnych z klas 1-3 było tak dużo, że sala okazała się za mała. Trzeba będzie znaleźć większą, bo w tej nie da się prowadzić zajęć.
Nie to jest jednak ważne. Gdy rodzice dowiedzieli się, że tyle dzieci chce uczyć się etyki, poczuli się, jakby im ktoś dał w pysk. Wydawało im się bowiem, że chętne jest tylko ich dziecko, ewentualnie jeszcze jedno, ale nie taki tłum. Zaczęli więc się zastanawiać, czy dyrektor do tej pory celowo nie wprowadzał ich w błąd, gadając o braku zainteresowania etyką? W każdym razie na pewno działał na szkodę rodziców. Rodzice bowiem mają prawo wychowywać swoje dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami religijnymi bądź świeckimi i żaden dyrektor szkoły nie powinien im w tym przeszkadzać.
http://chetkowski.blog.polityka.pl/2014/09/18/dzialanie-na-szkode-rodzicow/
Ja w szkole też dowiedziałem się, że jestem jedynym rodzicem chcącym zapisać dziecko na etykę. Czyżby wśród 150 pierwszoklasistów nie było nikogo więcej?
OdpowiedzUsuńNiestety rodzice nie mieli tego jak zweryfikować. Dlaczego tak wielu dyrektorów wzbraniało i nadal wzbrania się przed organizowaniem lekcji etyki - możemy się domyślać. Naciski środowisk kościelnych są dużo większe niż naciski rodziców by przestrzegano prawa.
OdpowiedzUsuńChodzę do trzeciej klasy gimnazjum i dopiero w tym roku mogę chodzić na etykę, mimo, że mama co roku pisała wniosek o etykę. Zawsze słyszeliśmy, że nie można dopasować do naszego planu. W tym roku wreszcie się udało, ale gdy weszłam na lekcję zobaczyłam, że sala jest pełna, a etyki uczy ... nie uwierzycie... Jezus. Wygląda identycznie i wszyscy na niego tak mówią: pan Jezus zadał to, powiedział tamto...do tego wcale nie jest katechetą ani nikim takim. Miły i mądry facet.
OdpowiedzUsuń