...szkoła powinna być strażnikiem i gwarantem neutralności światopoglądowej i wyznaniowej; zadaniem szkoły jest uczyć i kształcić, a nie umacniać wiarę i formować - od tego są duchowni; w szkole nie powinno być miejsca dla nauki praktyk Buddy, Jezusa, Śiwy, Kryszny, Mahometa, Abrahama i innych bóstw, chyba że w kontekście dyskusji o religioznawstwie, filozofii albo etyce. W szkole nie powinny odbywać się żadne uroczystości religijne, obrzędy, rytuały - ich miejsce jest w świątyniach... (Anonimowy Czytelnik)

sobota, 29 marca 2014

Jałowe dyskusje o dyskryminacji ateistów.

Nie rozumiem sensu pytania: Czy uważasz, że ateiści w Polsce są dyskryminowani? Najczęściej osoby stwierdzają, że nie, bo przecież nie widać na ulicy ateisty, za którym goni ktoś z siekierą. Szkoda, że Dni Ateistów nie są pretekstem do głębszego zbadania sprawy. (Dlaczego Anioł Pański i wszelkie inne uroczystości religijne są transmitowane na żywo a Dni Ateistów - skwitowane kilkusekundową relacją?) Czy mając szczerą wolę zbadania na przykład zjawiska dyskryminacji rasowej w Polsce pytamy o to białych? Czy wolno mówić: Niech ciemnoskórzy siedzą cicho, bo jest ich mniej? 

Są pewne standardy, są prawa człowieka, które nie zależą od ludzkich upodobań. Po prostu wszyscy jesteśmy równi czy się to komuś podoba, czy nie. Wczoraj w Superstacji odbyła się kolejna sonda na ten temat. Wynikało z niej, że 38% osób odczuwa tę dyskryminację. Ale czy to jest jakikolwiek wyznacznik? Czy wreszcie osoba dyskryminowana zawsze ma tego świadomość? Zapewne kiedyś istnieli szczęśliwi niewolnicy, tak jak istnieją ateiści, którzy mają w nosie, że ich dzieci pozostają na korytarzu bez opieki, albo są narażeni na perfidne uwagi katechety, że są spychani na margines szkoły i klasy. Może nawet wyślą je na religię i rekolekcje.
A gdybyśmy tak odwrócili sytuacje.

Gdyby w podręcznikach zatwierdzanych przez MEN było napisane, że pobożny jest zły, nikczemny, podły,
gdyby katolików (2x w tyg.!) nakłaniano/zmuszano do uczestniczenia w zajęciach prowadzonych przez muzułmanów,
gdyby z powodu przynależności rodzica do KK  państwo przeznaczało mniej pieniędzy na edukację jego dziecka,
gdyby wszystkie urzędy, sądy, szkoły były oznakowane obcymi symbolami religijnymi, które by wisiały ponad godłem państwowym,
gdyby zmuszano dzieci do kultu kontrowersyjnych postaci,

gdyby ich obowiązkowe lekcje przerywano wyjściem do meczetu,
gdyby tylko dzieci katolickich rodziców miały przymusowe okienka, w tym czasie pozostając bez  opieki,
gdyby ich rodzice byli zmuszani do ujawnienia swojego światopoglądu (pisemnie) wiedząc, że może się to wiązać z ostracyzmem rodzica/dziecka,
gdyby w ramach wycieczki szkoła zabierała dzieci do Mekki,
gdyby muzułmanie mieli możliwość ingerencji w treści podręczników szkolnych,
gdyby islamista w szkole jawnie i przy innych uczniach ośmieszał dziecko z powodu tego, że ma katolickich rodziców a dyrektor nie mógł zareagować, bo nie miałby takich uprawnień...

Czy gdyby takie sytuacje miały miejsce to znaczyłoby, że katolicy są dyskryminowani? Czy większość ciemnoskórych musi ucierpieć aby rozpoznać rasizm? Zawsze może się zdarzyć, że proporcje się odwrócą. Może już jest więcej niewierzących i agnostyków. Kto to w ogóle badał? Rząd wierzy na słowo Kościołowi, który utrudnia apostazję i po swojemu liczy chrzty nie zważając na to, że niemowlę nie ma prawa głosu.

Ażeby tego uniknąć wymyślono świecką szkołę - wspólny grunt dla wszelkich wyznań i ateistów.  W interesie katolików powinno być zatem, aby ten wspólny grunt (gwarantowany przez Konstytucję, prawa człowieka i ONZ) był nienaruszalny. W innym razie będziemy mieć wojny religijne, a te są najkrwawsze z możliwych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz