"Z resztą, jeśli takie dziecko, będzie się czuło w szkole źle, to bardzo dobrze. Może dzięki temu zwróci się do psychologa czy innego specjalisty i podejmie działania, by oni pomogli je z tej patologicznej sytuacji wyprowadzić."
Tak o dzieciach z rodzin odbiegających od katolickiego wzorca mówił (dla tygodnika Wprost, nr 18) jeden z inicjatorów powstania certyfikatu "szkoła przyjazna rodzinie", starosta powiatu wołomińskiego z Prawa i Sprawiedliwości - Piotr Uściński. A chodzi przecież o to jak będą się czuły np. "takie" dzieci, jeśli certyfikowana szkoła będzie prowadzić zajęcia z walki z homo-dyktaturą. Szkoda, że dziennikarz nie wspomniał, że dyskryminacja kogokolwiek jest zabroniona.
A więc mamy dzieci - te słuszne i "takie", które nie zasługują na to, żeby się czuć dobrze.
To samo zapewne usłyszymy o dzieciach z niekatolickich rodzin, może o to chodzi, żeby czuły się w szkołach źle. Czy można mieć jeszcze wątpliwości, o co naprawdę tu chodzi? Poniżyć zdyskredytować, pokazać swoją siłę i władzę, a wszystko to ubrane pięknymi przymiotnikami: przyjazny, rodzinny, wartościowy. Dla kogo przyjazny? Dla jakiej rodziny?
I znowu program "Równościowe Przedszkole" sprowadzono do promowania w szkołach i przedszkolach homoseksualizmu i wczesnego podejmowania życia seksualnego. Gdzie to jest napisane? Dlaczego nikt tego nie prostuje? Bardzo ładnie edukujemy społeczeństwo opierając się nie na źródłach tylko chorej wyobraźni jakiegoś karierowicza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz