W mojej miejscowości jest kościół, do którego ksiądz dojeżdża z odległej kilka kilometrów plebani połączonej z innym kościołem. Jeden ksiądz obsługuje dwa kościoły. Ma też do wyłącznie swojej dyspozycji ogromną plebanię. Domy boże stoją puste przez cały tydzień, bo msza odbywa się tylko raz w niedzielę i sporadycznie w tygodniu. Do najbliższej szkoły, przedszkola, gimnazjum musimy dowozić dzieci samochodem kilkanaście kilometrów mijając po drodze kilka kościołów. Ośrodek zdrowia oddalony również o kilka kilometrów. Kościół jest bardzo blisko, odnowiony i z ogromnym parkingiem. (Parking ten stanowi często jedyne suche miejsce na morzu błota i wody płynących wzdłuż uliczek prowadzących do naszych mieszkań i domów.) Kościół ma piękny nowy dach a jego mury są oświetlone całą dobę (nawet, gdy wyłączają nam światło!).
Szkoły są potrzebne codziennie i korzystają z nich wszystkie dzieci. Kościoły są dla wierzących, których liczba w zależności od przyjętych kryteriów może wahać się od 20-40%. Jaki jest sens budowania kolejnych? Ile szkół można by wybudować w miejsce jednego domu bożego? Czy Bóg potrzebuje tylu tak bogatych domów?
Wszystko wskazuje na to, że mamy państwo wyznaniowe, które bardziej dba o ducha, a mniej o ciało, bardziej o życie wieczne niż doczesne. Potrzebne są praca u podstaw, walka z ciemnotą i zacofaniem nawet, gdyby tej ciemnoty i analfabetyzmu chciała większość.
Główny Urząd Statystyczny podaje, że liczba kościołów katolickich, w tym kaplic, już dawno przekroczyła liczbę szkół podstawowych i zakładów opieki zdrowotnej, zarówno publicznych jak i niepublicznych razem wziętych. Segment szkolnictwa i zdrowia, przegrywa z kościołami w stosunku 14 tys. do 15 tys. (2012)
Czy to nie jest bulwersujące?
Średniowiecze wśród wielu Polaków ma się cały czas dobrze. Niespełna 200 lat temu nasi przodkowie spalili ostatnią czarownicę.
OdpowiedzUsuń