...szkoła powinna być strażnikiem i gwarantem neutralności światopoglądowej i wyznaniowej; zadaniem szkoły jest uczyć i kształcić, a nie umacniać wiarę i formować - od tego są duchowni; w szkole nie powinno być miejsca dla nauki praktyk Buddy, Jezusa, Śiwy, Kryszny, Mahometa, Abrahama i innych bóstw, chyba że w kontekście dyskusji o religioznawstwie, filozofii albo etyce. W szkole nie powinny odbywać się żadne uroczystości religijne, obrzędy, rytuały - ich miejsce jest w świątyniach... (Anonimowy Czytelnik)

piątek, 25 września 2015

"Świecka Szkoła" - zbieranie podpisów kończy się ostatniego września, trwa liczenie.


W ostatnim tygodniu udało mi się wygospodarować nieco czasu, aby pojawić się na wrocławskim Rynku  i pozbierać jeszcze raz podpisy pod projektem "świecka szkoła". We wtorek było zebranych 95 tysięcy głosów a potrzebne 100 do końca miesiąca. Jeszcze jeden zryw był potrzebny.  Dla niezorientowanych przypominam, że chodzi o to, by religia w szkole nie mogła być finansowana z budżetu państwa, a także, żeby uczniowie mogli decydować o wyborze tej lekcji zanim osiągną pełnoletniość. Sceptyków tego projektu jest wielu, ale moim zdaniem lepiej robić coś, niż krytykować innych. Sama dyskusja jest tego warta.
Dla mnie dwie godziny spędzone w centrum stolicy Dolnego Śląska w super towarzystwie, w koszulce i z wielkim potykaczem oznakowanym znakiem firmowym akcji to cenne doświadczenie. 

Jestem bardzo podbudowana ilością zwolenników, którzy bez wahania podpisywali się pod projektem albo wręcz podchodzili sami. Zdarzały się momenty, że brakowało kartek i długopisów, a było kilka wolontariuszek.  Usłyszałyśmy wiele ciekawych opowieści. Były emerytowane nauczycielki, które mówiły, że znają sprawę dyskryminacji religijnej z autopsji a religia w ogóle nie powinna być w szkole. Była młoda nauczycielka, która jedynie zadeklarowała mocne poparcie dla tej inicjatywy bo uważała, że jej podpis spowoduje utratę pracy w szkole (!).  Były też osoby uważające się za głęboko wierzące, które uważały, że religia w szkole powinna być, "bo patrzmy co się dzieje na świecie", albo "religia jeszcze nikomu nie zaszkodziła", ale... nie powinna być absolutnie opłacana z budżetu. Tak więc było wielu wierzących, jednak zniesmaczonych zachłannością duchownych. Zdarzyła się osoba podająca się za duchownego, która została przez nas przekonana. Malutkimi kroczkami od "absolutnie nie", do - "tak". 

Ciekawostką byli starsi ludzie. Lubili podchodzić, by sobie pogadać. Jeden opowiadał że przez cale życie towarzyszył mu Bóg. Nie opuścił go podczas wojny i w różnych życiowych sytuacjach. Uważał, że są ludzie, którzy nie powinni mieć takich samych praw jak wszyscy, ale nie chciał powiedzieć którzy. Mogę się domyślać, że nie chodziło mu raczej o sprawców wojennego okrucieństwa ale o współczesność. W każdym razie absolutnie nie podpisał, za to położył rękę na moim ramieniu i powiedział, że dlatego, że mnie dotknął będę długo żyła. (?)

Starsza Pani (po 80-tce) podeszła do nas i podpisała listę bez żadnego pytania. Uznała, że po prostu tak trzeba. Mówiła, że wciąż pracuje, żeby zachować trzeźwość umysłu. Nie można jej było tego odmówić. Pogodna twarz, spokojny ciepły głos.

W pewnym momencie pojawił się człowiek ok 40-tki, który zaczął wykrzykiwać do podpisującej: " To jest ściema! Niech Pani tego nie robi, Bóg Panią pokaże!"
- Proszę Pana, ja się pańskiego Boga w ogóle nie boję -  była wręcz rozbawiona tą zaczepką, a intruz zniknął tak szybko jak się pojawił. Były jeszcze panie w wieku średnim, które mówiły: "mamy inne poglądy!" Usłyszałam jeszcze na odchodne reprymendę idącej obok: "Co mówisz za mnie!".

Żaden rodzic z dzieckiem ani żadna kobieta w ciąży nie poparła inicjatywy. Zaczepiony z dzieckiem w wózku, w biegu wykrzykiwał, że przecież jest wybór, a pieniędzy tyle się marnuje na inne rzeczy, że stać nas." Młodzi ludzie - rzadko się angażowali. Pokolenie ludzi wychowanych na religii w szkole. Ci co się zatrzymali mówili:  "religia to farsa", szkoda, że projekt przepadnie w pierwszym czytaniu, ale powodzenia." Jedynie, jak twierdziła moja młodsza koleżanka, ci co słuchają ostrej muzyki - zawsze się podpisują. 
- świetna idea, to oczywista sprawa, nareszcie! - mówili wszyscy przypadkowo zaczepieni obcokrajowcy, a było ich na Rynku sporo.  Jeśli oczywista - czemu w naszym kraju wzbudza tyle emocji?

8 komentarzy:

  1. Chociaż sprawa już (chyba?) nieaktualna (post pochodzi z 25 września, a mamy już październik), pozwolę sobie "dorzucić" trzy grosze. Rozumiem takie, a nie inne podejście do sprawy. Każdy ma prawo do własnego zdania. Zdaję sobie sprawę z tego, jakie zazwyczaj są powody takiego właśnie stosunku do religii, jaki prezentujesz, u mnie wygląda to trochę inaczej, ale też... mamy pewne cechy wspólne. Jednak nie będę ukrywała, że nie bardzo podoba mi się to, że tak właśnie walczysz (walczycie) o to, żeby religia nie była obowiązkowa w szkołach. Jeżeli nie życzysz sobie, by Twoje dzieci uczęszczały na ten przedmiot - zainterweniuj w szkole w swojej sprawie - to całkowicie normalne - każdy ma do tego prawo. Ale to, że Ty miałaś takie, a nie inne doświadczenia i na ich podstawie nie chcesz, by Twoje dzieci brały udział w tych zajęciach, nie upoważnia Cię do obrażania przedmiotu, nauczycieli uczących religii i samej religii. Wydaje Ci się, i innym, którzy tę inicjatywę poparli, że zwolennikami tego, by nadal nauczano w szkołach religii to sami troglodyci, którzy nie mają racji, są idiotami i należy ich naprowadzić na jedyną słuszną i właściwą ścieżkę? Może częściowo tak jest. Ale nie zawsze, to raz, a dwa, że owszem, jest Was - zwolenników tej idei jest dużo, ale więcej (z różnych powodów, niekoniecznie zacofania, czy strachu) jest jednak tych, którzy optują za pozostaniem religii w szkołach. Z różnych pobudek. Ja akurat jestem za tym, bo zdaję sobie sprawę z tego, że religia to nie tylko klepanie paciorków. To cenna wiedza. Biblia to nie tylko głupia książeczka o Bozi i Jezusku i bezwzględnych Filistynach ze Starego Testamentu. To jedno z bogatszych źródeł wiedzy o czasach dawnych, jedno z niewielu, które przetrwało w takiej formie po dziś dzień. Nie każdy katecheta tak do tego podchodzi, to fakt, ja miałam szczęście, że nauczała mnie osoba, która traktowała przedmiot nie tylko jak naukę modlitw/kolorowania obrazków z brodatym dziadkiem, siedzącym na wielkim złotym tronie, ale faktycznie - uczono nas rzeczy ciekawych i mądrych. Sporo pojawiało się na przykład kwestii technicznych, o ile można to tak nazwać, historii religii - katolicyzmu, ale i innych (uczniowie chętni przygotowywali prezentacje o różnych wyznaniach, świetne zadanie aktywizujące i poszerzające horyzont). Było o literaturze traktującej o Bogu (których to utworów sporo u polskich autorów), o której potem więcej dowiedzieliśmy się na lekcjach polskiego - ale jakieś podstawy już były. Wszystko zależy od podejścia i przygotowania nauczyciela. Religia może być naprawdę poszerzającym horyzont przedmiotem. Nawet, jeśli chodzi o zakazy, których w kościele niemało - krzyczeć skandalizujące hasła, które się im sprzeciwiają, budując w ten sposób obraz bardzo ograniczony, każdy potrafi. Nie każdy natomiast - tu powinni wkroczyć katecheci - umie opowiedzieć o genezie tych zakazów, często bardzo bogatej, opowiedzieć, czemu kościół twierdzi akurat tak, a nie inaczej, poszerzając też w ten sposób naszą wiedzę historyczną i nie tylko. Nadal się z tymi zakazami nie zgadzasz? Z ograniczeniami? Trudno. Ale przynajmniej wiesz, z czego to wynika. A to zawsze coś. Zawsze jesteś bogatszy o nową wiedzę, doświadczenie. Może nigdy z niego nie skorzystasz, może tylko po to, by się pośmiać. Ale masz wiedzę. A wiedzy nikt i nic nie odbierze. Dyskryminacja, bo o niej jest w tytule Twojego bloga, następuje na wielu płaszczyznach, jeśli chodzi o religię - to tylko ułamek przypadków, może nie najmniejszy, ale również nie największy. Dlaczego więc cały czas "wieszasz psy" na religii właśnie? Czy prześladowanie z powodu wyglądu (nadwagi - ja akurat zmagałam się z tym, czy też z powodu tego, że nie chcesz pić/ćpać/palić - częsty motyw w gimnazjach) jest mniej dotkliwe, niż to z powodu przekonań religijnych? Proszę, spróbuj przez chwilę zastanowić się nad moimi słowami - nie zmienią one zapewne w żaden sposób Twojego podejścia, ale zawsze to... nowe doświadczenie(?)
    Pozdrawiam,Anonimova.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż - co szkoła/miasto/kraj to obyczaj. Kiedy byłam uczennicą (całkiem niedawno, bo 3 lata temu skończyłam szkołę), moje zajęcia z religii wyglądały właśnie tak. Nauczycielka, która nas uczyła była rzetelnie i dobrze przygotowana - miała nie tylko tytuł magistra, ale i doktora teologii (przy czym nie była osobą konsekrowaną, tylko świecką). To, co napisałam, to moje prywatne doświadczenia. Dlatego nie mogę powiedzieć, żebym była przeciwna lekcjom religii - opieram tę opinię na moich własnych odczuciach i moich wspomnieniach z tych zajęć - sporo z nich wyniosłam, nie była to w mojej szkole tylko "zapchajdziura", a nauczycielka nie była w żaden sposób agresywna/nieprzyjemna. Nie piszesz z kimś związanym z kościołem, wierz mi, wręcz przeciwnie, jak napisałam - wierzę w Boga, ale nie podoba mi się w tej instytucji bardzo wiele, zdecydowanie zbyt wiele, bym mogła się porównywać do najgłośniejszych "krzykaczy" od religii w naszym kraju (np. pan Terlikowski, który jak dla mnie jest po prostu śmieszny), a już na pewno nie zwiążę w żaden sposób swojej przyszłości z kościołem (klasztor/cokolwiek w tym stylu - nie, nie i jeszcze raz nie!). Piszesz z kimś, kto po prostu, dobrze wspomina ten przedmiot, kto trafił na osobę, która umiała posiadaną szeroką wiedzę przekazać. Rozumiem, że miałaś niezbyt przyjemne doświadczenia, jeśli o katechetów chodzi - współczuję, ale takie generalizowanie, wrzucanie wszystkich do jednego worka jest krzywdzące. To co, skoro mnie prześladowała matematyczka, niesympatyczna sucz, która w dodatku popełniała błędy w zadaniach, powinnam żądać wycofania matematyki ze szkół? Bo w życiu codziennym używamy tylko podstawowych rachunków - po co nauka o sinusach, cosinusach i innych funkcjach? Takich przykładów można podać mnóstwo - na różnych zajęciach pojawiają się różne fakty, mniej lub bardziej istotne, ale czy to od razu oznacza, że trzeba się pozbyć przedmiotu? Jeden (czy nawet więcej) nieprzygotowanych nauczycieli oznacza, że cała nauka/program w całej Polsce jest do du**? Chyba nie... Zaś co do literatury - polecam "Twierdzę" A. de Saint-Exupery'ego. Albo, jeśli nie macie czasu/ochoty na tę książkę, chociaż jakiś wiersz - może Leśmiana, czy Tuwima? Nie wiem, czy Twoje dzieci i Ty, tak zaślepiona przez swoją nienawiść i pogardę dla zwolenników tego przedmiotu/religii, zrozumiecie przesłanie autorów, ale mam nadzieję, że tak. Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Wciąż piszesz religioznawstwie, nie o lekcjach religii. Zajrzyj proszę do google. To co słyszały moje dzieci na lekcjach słyszą wszystkie dzieci w całej Polsce. Przejrzyj książki do nauki religii, nie ma ich tak dużo można poswięcic trochę czasu na porównanie. I jeszcze raz porównujesz religioznawstwo do lekcji religii, to jak porównać dwa budynki supermarket i kościół. W jednym znajdziesz wszystko a w drugim tylko jeden asortyment i nie wolno w nim rozpowszechniać nic innego. W związku, z tym że szykanowanie dzieci z powodu wojny nas dorosłych o te nieszczęsne lekcje to duży problem muszę usunąć mój poprzedni wpis bo za bardzo je identyfikuje, ale niestety opisane sytuacje są prawdziwe i trwają nadal. Niestety zwolennicy religii mają narzędzia aby takim dzieciom utrudniać życie w szkole.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Ty wciąż nie czytasz tego, co napisałam zbyt dokładnie - książki do religii to jedno, obraz MOICH LEKCJI RELIGII, w których brałam udział - to drugie - to właśnie opisywałam. Zdaję sobie sprawę z tego, że program nauczania jest zapewne inny, ale nie zawsze program i jego wykorzystanie w praktyce idą ze sobą w parze. Różne treści można przekazać w bardzo różny sposób - u nas zajęcia były dynamiczne i ciekawe, oraz przede wszystkim poszerzające horyzonty. Traktowały o tym, co powinno na takich zajęciach być omówione, ale w inny sposób, zmuszający nas do myślenia, ciekawy. Wszystko zależy od nauczyciela, podejścia i wielu innych czynników.

      Usuń
  4. Problem nie w tym, że ktokolwiek zabrania uczyć religii rzymskokatolickiej ale w tym, że właśnie ta grupa chce narzucać ją innym. Jest mnóstwo szkół katolickich, które prześcigają się w ofercie. Mnóstwo pustych salek katechetycznych i pustych kościołów, które mimo to wyrastają jak grzyby po deszczu i ani jednej świeckiej szkoły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwolennicy Kościoła namawiają do uczęszczania, a przeciwnicy namawiają, by tego nie robić - stosując często te same techniki, co znienawidzona/wzgardzana przez nich instytucja. Każdy ma do tego prawo. Tak krytykujecie osoby optujące za nauczaniem religii w szkole, argumentując swoje podejście tym, jakoby w naszym kraju dyskryminowano z powodu wiary (bo ktoś nie wierzy, nie chodzi na religię), a sami robicie to samo - dyskryminujecie wierzących za to, że wierzą, że chcą chodzić na religię i do kościoła. Z Waszych słów bije hipokryzja, za którą również krytykujecie.

      Usuń
  5. Kropla drąży skałę!
    Z satysfakcją przyznam, że byłem cząstką tej kropli.
    Chciałbym Polski uwolnionej od dominacji Watykanu, Polski pluralistycznej światopoglądowo, Polski świeckiej.
    Mam nadzieję, że moje wnuki takiej doczekają.
    Zależność od ZSRR też nie była wieczna.

    OdpowiedzUsuń