...szkoła powinna być strażnikiem i gwarantem neutralności światopoglądowej i wyznaniowej; zadaniem szkoły jest uczyć i kształcić, a nie umacniać wiarę i formować - od tego są duchowni; w szkole nie powinno być miejsca dla nauki praktyk Buddy, Jezusa, Śiwy, Kryszny, Mahometa, Abrahama i innych bóstw, chyba że w kontekście dyskusji o religioznawstwie, filozofii albo etyce. W szkole nie powinny odbywać się żadne uroczystości religijne, obrzędy, rytuały - ich miejsce jest w świątyniach... (Anonimowy Czytelnik)

czwartek, 26 marca 2015

Szantażowali wojną religijną- wspomnienia Kuronia

Jacka Kuronia ceniłam jako wielkiego społecznika o ponadprzeciętnej potrzebie pomagania innym. Pamiętam opisywane fragmenty z jego dzieciństwa, gdy jako mały chłopiec chciał przerwać dziecięce przedstawienie, bo nie mógł znieść niesprawiedliwości. Nie mogłam sobie poradzić, że właśnie on był uczestnikiem rozmów Komisji Wspólnej, która zgotowała nam segregację religijną w placówkach oświatowych. Czy architekci religii w szkołach zdawali sobie sprawę, że ich decyzje staną się przyczyną podziałów na lepszych i gorszych na wierzących i niewiernych, na tych po jasnej i po ciemnej stronie? Prawdopodobnie tak. Oto fragment wypowiedzi Jacka Kuronia z książki  pt.: „Siedmiolatka czyli kto ukradł Polskę” :
Biskupi (…) mówili, że ludzie wierzący mają prawo do poznania i rozwijania swej wiary, a ponieważ nie można oddzielić nauki od wychowania, miejscem formacji religijnej powinna być szkoła. Uważali, że przywrócenie szkolnej katechezy będzie wyrazem troski o godność człowieka, prawo do nauczania religii w szkole jest bowiem konsekwencją prawa do wolności religijnej. Biskupi przekonywali nas, że wierność nakazowi Chrystusa, by przepowiadać Jego naukę całemu światu, wymaga od nich, by przypominali, że szkoła jest naturalnym polem ewangelizacji. Odpowiadałem, że nauczanie w Polsce jest obowiązkowe, działa przymus szkolny i w ten sposób państwo będzie uczyło religii pod ustawowym przymusem. Upierałem się, że dobrowolność musi oznaczać pozytywną, a nie negatywną decyzję rodziców i uczniów. Ten, kto chce uczyć się w szkole religii, powinien składać pisemną deklarację, a nie ten, kto nie chce. Ponieważ zaś ci, którzy nie chcą, nie powinni tracić czasu w trakcie zajęć z religii dopominałem się żeby zawsze była to tylko pierwsza albo ostatnia lekcja. Wtedy z kolei słyszałem, że religia ma być wtedy, kiedy ksiądz czy katecheta będzie mógł przyjść do szkoły, że katechetów brakuje, ich kształcenie potrwa, a religię trzeba do szkół wprowadzić natychmiast. Przypominałem, że trzeba najpierw zmienić ustawę o edukacji.
– No nie, drogi panie — odpowiedział ów niezwykle szanowany przeze mnie biskup — jak wy tak stawiacie sprawę, to my natychmiast wniesiemy ustawę do Sejmu i przeprowadzimy ją sami, ale wtedy będziemy mówili, że to się dzieje na przekór rządowi i zażądamy, żeby to Sejm od razu przegłosował.219254266_1024
Sejm był kontraktowy. Wynik głosowania w tym Sejmie nie był oczywisty. A my mieliśmy na głowie rozpadające się państwo, stającą gospodarkę, zwariowaną inflację, wciąż niepewnych sąsiadów. Zupełnie nie była nam potrzebna awantura z Kościołem. Przekonywałem, że lepiej trochę poczekać, popracować, przeprowadzić całą sprawę spokojnie i legalnie, a nie narażać się na klęskę w Sejmie.
– Jak Sejm odrzuci religię — mówi biskup na to — wyjdziemy na ulice! Zrobimy referendum. Będziemy się dopominali o nasze słuszne prawa. Będziemy krzyczeli.
Widać już było wtedy wyraźny szok rynkowy. Miałem poczucie, że w Polsce napięcie rośnie. Rozpoczęcie wojny religijnej uważałem za najgorsze, co nam się może w tym momencie zdarzyć. Bałem się ryzykować.
– Księża biskupi — powiedziałem — to jest wasza sprawa. Wy domagacie się natychmiastowego wprowadzenia religii. Chcecie to zrobić w sposób niezgodny z prawem . Ja jestem temu przeciwny. Co więcej, uważam, że jest lepiej, kiedy dziecko po szkole idzie na religię. Bo wtedy wybiera tę religię, to jest jego swobodny, wolny wybór, może wybrać księdza, wie, że może nie pójść — uczy się świadomości wiary. To zniknie, kiedy religia zostanie wepchnięta między ortografię a arytmetykę. Kiedy zostanie z nimi zrównana. Ja sam miałem w szkole obowiązkową religię i pamiętam, że z niej wagarowano, jak ze wszystkich lekcji. Tak uczona religia traci transcendentny wymiar. Ale nie mnie wam to mówić, nie ja mam was pouczać. To jest wasza decyzja, wy za to ponosicie odpowiedzialność. To zaciąży na waszym sumieniu. A naruszenie prawa, dla dobra społecznego, ja już wezmę na swoje sumienie.
Ilekroć później pytano, kto do szkół wprowadził religię, mówiłem, że ja, chociaż oficjalnie wprowadził ją minister edukacji formalnym rozporządzeniem, a decyzję podjęła cała Rada Ministrów. Szczerze mówiąc, myślałem, że uniknęliśmy wojny religijnej. Ale się pomyliłem. Natychmiast podniosły się głosy o próbie budowania państwa religijnego, co było argumentem tym mocniejszym, że przecież złamaliśmy prawo i to my, którzy bardzo głośno mówiliśmy o budowaniu w Polsce właśnie państwa prawa! Strona kościelna odpowiadała, że to atakują „wrogowie Chrystusa”, „wrogowie krzyża” lub wręcz „dzieci szatana”.
Zastanawiałem się potem, czy słuszne zrobiłem, ulegając naciskom. Przed wojną religijną nas to nie uchroniło, a straciliśmy dziewictwo władzy praworządnej. Okazało się, że żadne wyjście nie było wtedy dobre. Na szczęście biskupi oświadczyli, że na 3 lata rezygnują z pieniędzy dla katechetów. Ale po 3 latach problem pensji wrócił. Pojawił się nowy poważny konflikt, wokół sprawy pieniędzy, na którą społeczeństwo jest bardzo wyczulone. Jeszcze wcześniej zaczął się spór o umieszczanie oceny z religii na szkolnych świadectwach. Wprowadził to minister edukacji za rządu Bieleckiego. A dla tych, którzy nie chodzili na lekcje religii, wprowadzono lekcje etyki. I zażądano od rodziców deklaracji, na co ich dzieci mają chodzić — na etykę, czy na religię. Stało się dokładnie to, przeciw czemu protestowałem. Zamiast deklaracji: „chcę chodzić”, deklaracja: „nie chcę”. 
Po stokroć spełniły się wszystkie obawy Jacka Kuronia. Jestem pewna, że gdyby żył zrobiłby wiele, żeby religia powróciła do salek katechetycznych. Przecież te salki były zbudowane za pieniądze rodziców. Teraz świecą pustkami a dzieci tłoczą się w szkołach w trybie kilku zmianowym, by uczyć się nietolerancji.
 
Fragment z książki zaczerpnęłam z http://polskiateista.pl/jacek-kuron-o-religii-szkolach/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz