Bezpieczeństwo mojego dziecka jest najważniejsze, dlatego posyłam je na religię, choć naprawdę nie mam na to najmniejszej ochoty. Nie mogę go narażać na ostracyzm. W końcu sama zostałam tak wychowana a przecież umiem patrzeć krytycznie na rzeczywistość? Gdyby moje dziecko nie chodziło na religię, nie poszło do komunii, byłoby jedyne w całej szkole.
Usłyszałam takie słowa i zaraz muszę odpowiedzieć. Dokładnie tego samego argumentu mogliby użyć nasi rodzice czy dziadkowie, gdy odczuwali presję zapisania się do PZPR. Przecież nie była mniejsza niż ta obecnie, w szkole. Nie będę używała drastyczniejszych przykładów z czasów wojny, żeby nie wywoływać tu strasznej burzy ale wiadomo dokąd prowadzi konformizm. Donikąd. Nie ma nic gorszego, niż poczucie odrazy do samego siebie, gdy robimy rzeczy, o których już wiemy, że będziemy się ich wstydzili. Za wszelką cenę szukamy usprawiedliwienia, ale tak naprawdę trudno go znaleźć.
Sytuacja dzieci niechodzących na religię i ich rodziców nie jest komfortowa, ale czy komfortowe jest udawanie? Wmawianie dziecku, że tak trzeba, bo żyjemy w kraju, gdzie nic się nie da, gdzie będziesz poniewierany, będziesz człowiekiem drugiej kategorii? Za nas nikt tego nie zrobi. Postępując konformistycznie cementujemy stan, który jest teraz. Dostarczamy paliwa osobom, które uważają, że religia jest w szkole niezbędna, że bez niej nie ma moralności, że powinna być na maturze, powinna być liczona do średniej, do stypendiów, koniecznie powinna być w środku zajęć, praktyki religijne powinny wypełniać przestrzeń całej szkoły.... bo przecież 99% na nią chodzi. Koło się zamyka. A argument, że to dla dziecka? Dziecko w poczuciu dysonansu pomiędzy domem a szkołą traci poczucie własnej wartości. Uczy się kłamać, oszukiwać, kombinować. Wszak ma na to własnych rodziców przyzwolenie. Uczy się też, że to temat tabu.
A co z innymi rodzicami? Ci, postępujący zgodnie z własnymi przekonaniami, maja poczucie osamotnienia, choć wcale tak nie jest. Po prostu mają więcej odwagi od innych, albo otrzymali jakieś wsparcie.
Sprawdziłam te strachy na lachy. W szkole, o której opowiadała moja rozmówczyni jest cała grupa dzieci, które nie chodzą na religię i w ubiegłym roku nie szły do komunii. Nie skarżyły się ani raz na docinki kolegów. Jedna z mam powiedziała, że od podjęcia decyzji odczuła wielką ulgę. Podobno sama wychowawczyni sama delikatnie zasugerowała, że jeśli nie są religijni... Dziecko ominęła komunia rówieśników i też wszyscy przyjęli to z ulgą i satysfakcją. Nawet babcia, która jakoby miała się upierać przy komunii, przeżyła to bez specjalnych emocji. Więc czy naprawdę jest tak strasznie, czy to tylko wyobraźnia dorosłych?
My wiemy, że są niedogodności, istnieją stereotypy, uprzedzenia i dyskryminacja, ale nie ze strony rówieśników tylko systemu szkolnego i władz oświatowych. Ale na to my - rodzice przecież mamy wpływ, w przeciwieństwie do programu indoktrynowania na lekcjach religii. Nie mamy wpływu również na głębokość wchodzenia w naszą prywatność.
A więc odwagi, Drodzy Rodzice. Jeśli żalicie się, że Wasze dziecko z nerwów (lub z nudów) zjadło wszystkie kredki na lekcji religii, wypiszcie je natychmiast zamiast się skarżyć na złą katechetkę. Jest to nie tylko Wasze prawo ale i obowiązek. A babcie zostawcie w spokoju. Większość wiekowych kobiet to mądre kobiety, które potrafią rozpoznać udawane dobro.
Stop Dyskryminacji
... dzieci należy otworzyć na różne światopoglądy, tak aby wykształcić w nich tolerancję i samodzielne, krytyczne myślenie (tzn. nie przyjmuj niczego bez dowodu! pytaj, kwestionuj, poszukuj, nie polegaj na "autorytetach", gdy ktoś coś twierdzi, żądaj dowodu na prawdziwość tego twierdzenia!). Indoktrynowanie i zamykanie dziecka w jedynie słusznej wierze powoduje u niego nietolerancję na inaczej myślących przeradzającą się w dyskryminację...
...szkoła powinna być strażnikiem i gwarantem neutralności światopoglądowej i wyznaniowej; zadaniem szkoły jest uczyć i kształcić, a nie umacniać wiarę i formować - od tego są duchowni; w szkole nie powinno być miejsca dla nauki praktyk Buddy, Jezusa, Śiwy, Kryszny, Mahometa, Abrahama i innych bóstw, chyba że w kontekście dyskusji o religioznawstwie, filozofii albo etyce. W szkole nie powinny odbywać się żadne uroczystości religijne, obrzędy, rytuały - ich miejsce jest w świątyniach... (Anonimowy Czytelnik)
czwartek, 20 października 2016
poniedziałek, 9 maja 2016
Ateiści uczuć nie mają.
Bywa i tak, że ze względu na rodzinę, bliskich znajomych jesteśmy obecni na uroczystościach religijnych i musimy wejść do kościoła. Wczoraj była komunia.
Nie udaję, że w pełni uczestniczę w nabożeństwie, choć znam wszystkie pieśni i gesty, które nawet wykonuje się nieświadomie. Staram się zachować własną godność i tożsamość. Jeśli jestem z dzieckiem to wykorzystuję sytuację, by objaśnić symbolikę i pokazać jak najwięcej szczegółów. (Mało wiemy co oznaczają poszczególne słowa i gesty, bo wykonujemy wszystko jak maszyny). Co chwilę w myślach powtarzam sobie, że robię to z powodu tej bliskiej mi osoby, że dla niej to ważne. Potem wspominam jak to kiedyś chodziłam do kościoła i co wtedy myślałam. Teraz jestem tu z szacunku do innych - do ludzi, choć nie przestałam być sobą.
I kiedy tak myślałam, że przecież musi istnieć jakaś cząstka tego dobrego Kościoła. Że kiedy ktoś coś robi z wielkim przekonaniem i szczerze to nawet gdyby się mylił zasługuje na najwyższe uznanie. Tak właśnie myślałam sobie o księdzu, który odprawiał mszę. Młodziutki, widać, że wierzy w to co robi, bardzo przyjazny dla dzieci. Pełna kultura wysławiania się, piękny głos. Biła z niego sympatia. Właśnie wtedy przez kilka sekund zapomniałam o wszystkich niegodziwościach tej instytucji gdy wśród tych sensownych słów, całkiem do przełknięcia przez humanistę i racjonalistę usłyszałam przytoczoną "historię z życia".
Była rodzina, która nie przyjmowała księdza. Dziwnym trafem (co wyjaśnia się dopiero pod koniec długiej opowieści) właśnie w niej popełniono rzecz okrutną. Niby wypadek ale śmiertelny i kompletnie bez żadnej skruchy. "Jakiego mnie wychowaliście, takim mnie macie" - mówił sprawca - syn wychowany w rodzinie odwróconej od Kościoła. Potem długie wywody o korzeniach. Znamy już dalej tą retorykę.
Zaraz sobie pomyślałam co powiedziałby o swojej ciotce bohater dzisiejszej uroczystości. Że kogoś zabiję, może zrobi to któreś z moich dzieci. W jakim celu w sposób lightowy w tak ważnym dla chrześcijan dniu podaje się taki przekaz.
To sianie nienawiści, nauka nietolerancji, zamykanie się na inność. I to jest właśnie najgorsze. Udawanie dobra.
Nie udaję, że w pełni uczestniczę w nabożeństwie, choć znam wszystkie pieśni i gesty, które nawet wykonuje się nieświadomie. Staram się zachować własną godność i tożsamość. Jeśli jestem z dzieckiem to wykorzystuję sytuację, by objaśnić symbolikę i pokazać jak najwięcej szczegółów. (Mało wiemy co oznaczają poszczególne słowa i gesty, bo wykonujemy wszystko jak maszyny). Co chwilę w myślach powtarzam sobie, że robię to z powodu tej bliskiej mi osoby, że dla niej to ważne. Potem wspominam jak to kiedyś chodziłam do kościoła i co wtedy myślałam. Teraz jestem tu z szacunku do innych - do ludzi, choć nie przestałam być sobą.
I kiedy tak myślałam, że przecież musi istnieć jakaś cząstka tego dobrego Kościoła. Że kiedy ktoś coś robi z wielkim przekonaniem i szczerze to nawet gdyby się mylił zasługuje na najwyższe uznanie. Tak właśnie myślałam sobie o księdzu, który odprawiał mszę. Młodziutki, widać, że wierzy w to co robi, bardzo przyjazny dla dzieci. Pełna kultura wysławiania się, piękny głos. Biła z niego sympatia. Właśnie wtedy przez kilka sekund zapomniałam o wszystkich niegodziwościach tej instytucji gdy wśród tych sensownych słów, całkiem do przełknięcia przez humanistę i racjonalistę usłyszałam przytoczoną "historię z życia".
Była rodzina, która nie przyjmowała księdza. Dziwnym trafem (co wyjaśnia się dopiero pod koniec długiej opowieści) właśnie w niej popełniono rzecz okrutną. Niby wypadek ale śmiertelny i kompletnie bez żadnej skruchy. "Jakiego mnie wychowaliście, takim mnie macie" - mówił sprawca - syn wychowany w rodzinie odwróconej od Kościoła. Potem długie wywody o korzeniach. Znamy już dalej tą retorykę.
Zaraz sobie pomyślałam co powiedziałby o swojej ciotce bohater dzisiejszej uroczystości. Że kogoś zabiję, może zrobi to któreś z moich dzieci. W jakim celu w sposób lightowy w tak ważnym dla chrześcijan dniu podaje się taki przekaz.
To sianie nienawiści, nauka nietolerancji, zamykanie się na inność. I to jest właśnie najgorsze. Udawanie dobra.
sobota, 9 kwietnia 2016
Stop torturowaniu kobiet!
Pod hasłem ODZYSKAĆ WYBÓR w całej Polsce odbyły się dziś manifestacje przeciw ustawie antyaborcyjnej.
W szkołach wciąż są dwie religie tygodniowo. To tam nasze dzieci dowiedzą się o grzechu i wstydzie związanym z cielesnością. Jeśli jakaś katechetka wspomni coś o antykoncepcji, to nie będzie się opierać na najnowszych badaniach medycznych ale na stanowisku episkopatu. A więc naturalne metody antykoncepcji, albo szklanka wody - zamiast. Co młodzi ludzie będą wiedzieć o świadomym planowaniu rodziny? Nic. Tę "wiedzę" pogłębią jeszcze w ramach nauk przedmałżeńskich.
Jednocześnie szkoły utrudniają jakąkolwiek edukację seksualną nawet w liceach. Sama wraz z informacją o "wychowaniu do życia w rodzinie" otrzymałam wydrukowaną gotową deklarację odmowną rodzica. Gdy jej nie podpisałam okazało się, że jestem jedyna.Taki przedmiot nie został uruchomiony, bo po co?
A więc brak edukacji i permanentne bombardowanie szkodliwymi dla zdrowia i psychiki zabobonami. Wiedza czerpana z internetu zmiksowana ze średniowiecznymi teoriami, do tego utrwalane stereotypy dotyczące płci i mamy mieszankę wybuchową, której efektami ubocznymi są niechciane ciąże, przemoc na tle seksualnym. Kto zatem, jak nie gorliwe katoliczki, powinien protestować przeciw całkowitemu zakazowi aborcji? Kto brzydzi się edukacją seksualną i skuteczną antykoncepcją? No chyba nie świadome swojego ciała kobiety, skrupulatnie planujące ile chcą mieć dzieci i kiedy. Te, które rodzą tyle ile są w stanie wychować, utrzymać i kochać bezgranicznie.
A jednak i tak się boimy, bo są w życiu sytuacje naprawdę podbramkowe. Są dramaty, których przewidzieć się nie da. Utracona ciąża, gwałty, ciężkie choroby, dramatyczne sytuacje materialne. Tego nie rozwiąże żadna ustawa. Przeczytałam rzecz ohydną: "Skoro na tysiąc gwałtów tylko jeden daje ciążę to o co tyle szumu."
We Wrocławiu powiało normalnością bez hipokryzji, bez fałszywej pruderii i wszystko z prawdziwą klasą. Zespół SAMBA wybijał taneczne rytmy, znana aktorka wyskoczyła z pobliskiego Teatru Polskiego, by przypomnieć o inspiracjach Adolfa Hitlera i podobnym instrumentalnym traktowaniu kobiet, ginekolożka pytała jak miałaby powiedzieć zgwałconej kobiecie, że musi urodzić niechciane dziecko i pozostanie bez wsparcia już do końca życia. Prawdziwi mężczyźni stali murem za kobietami, bo przecież to one są najbardziej skore do poświęceń, mają swój rozum i wrażliwość nie gorszą od tych co mają się za moralizatorów. Teraz kobiety potrzebują pomocy. Czy to możliwe, że możemy się zrównać z krajami, gdzie więzienia są pełne niewinnych kobiet posądzanych o dzieciobójstwa? Czy to możliwe, że każda ciąża będzie obarczona dodatkowym ryzykiem więzienia albo śmierci? Może to tylko próba sił mężczyzn nienawidzących kobiet. Może. Może to tylko zasłona dymna przed jeszcze gorszymi zmianami. Ale tego nie wiemy na pewno. Brawo Wrocław!
wtorek, 29 marca 2016
Ogólnopolska Rada Świeckich Rodziców
Jeszcze o rekolekcjach. Mama 7 latki zwraca uwagę, że rodzice i nauczyciele zostali poinformowani poprzedniego lub tego samego dnia o rekolekcjach. Świetlica była jedyną oferta dla "niewiernych". Nasza koleżanka nie dała za wygraną i mając minuty na przygotowanie wpadła do sklepu ze słodyczami, zabrała książeczkę o wartościach ( ale ogólnoludzkich) i pobiegła do szkoły. Nauczyciele dyżurujący w świetlicy, sami zaskoczeni rekolekcjami w sali gimnastycznej (!), podchwycili taki temat zajęć. W ten sposób zapobiegła dyskryminacji. Wielu rodziców, dowiedziawszy się o rekolekcjach, nie puściło dzieci do szkoły (około 20 osób!). Potępiamy kościelną praktykę zwalczania konkurencji w ten sposób.
Na temat rekolekcji udało mi się porozmawiać ze znajomą dyrektorką. Powiedziałam jej o najczęstszych zastrzeżeniach rodziców. Sama również nie została uprzedzona na czas, bo niektórzy księża uważają, że "psim obowiązkiem" dyrektora jest chodzić do kościoła i wiedzieć kiedy są rekolekcje. A jeśli nawet coś wcześniej zaplanują, żeby natychmiast odwołali. Nie każdy dyrektor ma dość asertywności, by się takiej arogancji przeciwstawić. Stosowane są wobec nich często rozmaite zabiegi z wymienianiem z imienia i nazwiska z ambony włącznie. Mimo, że nieraz wściekłość nas ogarnia i kierujemy ją wobec dyrektora właśnie, czasem to on potrzebuje naszej - rodzica pomocy. Mam zatem propozycję. Utwórzmy sieć świeckich rodziców - ambasadorów własnych szkół, którym zależy na świeckiej szkole. Nie chodzi o to by donosić na swoją placówkę ale współpracować być pomostem między dyrekcją własnej szkoły a organizacją Szkoła bez Dyskryminacji Czarna Owca, która będzie patronować projektowi Ogólnopolska Rada Świeckich Rodziców. W imię dobra naszych dzieci. W imię ich przyszłości. W imię nauki i postępu.
Stwórzmy OGÓLNOPOLSKĄ RADĘ ŚWIECKICH RODZICÓW. Nie chodzi też o to czy ktoś jest wierzący w jakiego boga wierzy czy jest agnostykiem czy ateistą. Wspólna sprawa ŚWIECKA SZKOŁA. Taka, w której wiara czy niewiara jest sprawą prywatną (przynajmniej tak jak z Zimabwe, nie mówiąc o Francji). Nikt nie jest zmuszany do rytuałów ani obrzędów religijnych a organizacje religijne nie mogą wpływać na ich kształt placówki, bo uczą się tam nie tylko katolicy. Mamy jeszcze prawa konstytucyjne i międzynarodowe, które powinny być orężem. Oddolny ruch może czasem dużo więcej niż rozmowy polityków.
Spróbujmy małymi kroczkami przenosić dobre rozwiązania. Dobre to zgodne z prawem, wypróbowane w najlepszych szkołach, które zapobiegają dyskryminacji świeckich rodziców i ich dzieci. Wytrącimy argument "nie da się" opornym dyrektorom, bo będziemy znali przykłady z innych szkół. W ilości siła, w wiedzy i mądrości. Ja ze swojej strony uczynię wszystko, by ta grupa miała wparcie, prawne, psychologiczne, społeczne, informatyczne, organizacyjne. Na wszystkie pytanie odpowiem mailowo. Niektórych z Was już znam. Chciałabym wyeliminować osoby, które tylko podają się za rodziców a mają zupełnie inne zamiary. Proszę więc coś napisać o sobie. Nigdy nie publikuję nic bez zezwolenia autora/autorki.
Czekam na zgłoszenia pod adresem stop-dyskryminacji@wp.pl
Bardzo proszę o wskazanie szkoły (podstawowej, gimnazjalnej lub ponadgimnazjalnej), niezależnie od tego czy ma dobre standardy czy pozostawia wiele do życzenia. Dobrze byłoby jeszcze wskazać ile czasu będziecie Państwo związani z tą placówką. Sporządzimy mapę takich szkół i pomyślimy o najlepszej formie komunikacji (mail, FB, inne). Do Rady mogą też wstępować dziadkowie (dobrze zorientowani w sprawach szkolnych), nauczyciele, którym zależy na świeckiej szkole i dorośli uczniowie. Taki projekt może się udać.
środa, 10 lutego 2016
W Zimbabwe religia jest prywatną sprawą każdego człowieka.
Rozmawiałam z mamą pierwszoklasisty. Zwykła pogawędka, o tym co można by zmienić w szkole, na które z zajęć pozalekcyjnych dzieci lubią chodzić, a co je nudzi. I tak od słowa do słowa zeszło do religii.
I tu się dowiedziałam ciekawych rzeczy, bo mama z którą rozmawiałam choć wyszła za Polaka pochodzi z Zimbabwe. Mieszka już jakiś czas w naszym kraju ale nie przestaje się dziwić. Sama jest protestantką i nie rozumie dlaczego religia katolicka jest przedmiotem w szkole, dlaczego wpisana wprost do planu lekcji przestała być sferą prywatną. Była też zaskoczona postawami swoich znajomych ateistów, którzy podporządkowują się presji i dla świętego spokoju chrzczą dzieci, posyłają na religię, do komunii itd. Sama przyznaje, że chodziła w dzieciństwie (w Afryce) na religię ale było to w czasie wolnym - po szkole. Pytała do której klasy będzie religia, dlaczego aż dwa razy w tygodniu, dlaczego dyrektor nie ma prawa ingerować w przedmiot "szkolny" itd. Czy to możliwe, że będzie z tego matura. Można powiedzieć, że była zszokowana.
A więc pod tym względem jesteśmy 100 lat z za Zimbabwe.
czwartek, 28 stycznia 2016
Laureat Pokojowej Nagrody Nobla o religii.
Nie trafiają żadne racjonalne argumenty:
- - że religia w szkole nie jest nauką tylko przyjęciem dogmatów "na wiarę",
- - że podważa to czego dzieci uczą się na innych przedmiotach (" no to jak to jest z tą ewolucją, była czy nie? - pyta takie dziecko)
- - że nie podlega kontroli żadnych świeckich służb oświatowych,
- - że nie służy ani tym którzy siedzą na korytarzach, ani tym, którzy odrabiają na niej inne lekcje,
- - że niekontrolowane treści są często bardzo kontrowersyjne a rodzice nie mają w tej sprawie dokąd się w odwołać,
- - nie służy także atmosferze podziału w szkole na wiernych i niewiernych
- - nie służy to tym bardziej tym, którzy z racji chodzenia na tę lekcję czują się lepsi
- - katastrofalne skutki przynoszą niekontrolowane treści o zabijaniu nienarodzonych, o grzechu samogwałtu wstrętu do wszystkiego co cielesne, zamykając się na rzetelną wiedzę na temat seksualności czy metodach regulacji poczęć.
- nie służy też nauce, która nie zawsze potrafi się obronić
- służy utrwalaniu stereotypów, podziałów, niechęci do innych kultur, innych religii i przekonań, nienawiści do ateistów i dyskryminacji
- ogromna rozbieżność liczby uczestniczących w religijnych nabożeństwach a zapisanych na lekcję religii jest dowodem na to jak wielka liczba rodziców zapisuje dzieci z powodów konformistycznych
Obywatelski projekt nie mówił o wyrzuceniu jej ze szkół tylko o zaprzestaniu jej finansowania z budżetu państwa.
Jestem przekonana o tym, że religia w szkołach nie służy niczemu dobremu, nie służy też samej religii katolickiej. Jeśli nikt nie słucha rodziców, którzy z dyskryminacją religijną mają na co dzień do czynienia, to może warto posłuchać kogoś, kogo trudno posądzić o stronniczość w tym zakresie. Laureata Pokojowej Nagrody Nobla.
Subskrybuj:
Posty (Atom)